Marki chińskie szturmem zdobywają polski rynek – w tej kwestii nawet najwięksi sceptycy nie powinni mieć już wątpliwości. Produkty z Państwa Środka widać już na ulicach, poza tym, wystarczy zajrzeć w statystyk sprzedaży, by mieć pogląd na to, jak szybko budują swoją pozycję. W pierwszym kwartale br. zarejestrowano w Polsce ponad 7 tysięcy aut marek chińskich, co stanowiło 5,1% rynku nowych aut osobowych.
Chińska impreza w Poznaniu
Chińskie samochody coraz szerzej przebijają się też do świadomości kupujących – również za sprawą inwestycji w marketing. Jeden z najsławniejszych piłkarzy stał się twarzą chińskiego producenta. Również niedawne targi Poznań Motor Show bywały określane wprost jako „chińska impreza”. Podczas gdy w halach można było spotkać tylko kilka marek z pozostałych rejonów świata, firm z Państwa Środka było mnóstwo.
Nie brakowało premier i pokazywania całych gam danych marek po raz pierwszy. Zwiedzający mogli zobaczyć produkty takich firm, jak m.in. SWM, Bestune, Dongfeng, Hongqi, DFSK, Forthing, Foton, JAC. Oprócz tego, nie zabrakło marek, z którymi mogliśmy się już zapoznać: BAIC, Omoda, MG, Jaecoo czy Leapmotor.

Elektromobilność na marginesie?
Ale odwiedzający poznańskie targi mogli zauważyć, że Chińczycy nie prezentowali wiele modeli elektrycznych. Jeśli chodzi o nowości EV na wystawie, pokazano samochody marki Dongfeng, z dwóch biegunów cenowych.

Mowa o budżetowym modelu Box, a także o gigantycznym, drogim (799 tys. zł) aucie terenowym MHero (na zdjęciu powyżej – przyp. red.). Można było zobaczyć także MG4 czy auta marki Leapmotor – ale wielokrotnie więcej było aut spalinowych, także na wspomnianym stoisku Dongfenga. Na pozostałych też.

Widać wyraźnie, że producenci chińscy planują zalanie rynku polskiego autami spalinowymi – i wygląda na to, że idzie im to dobrze. Ich strategię można określić następująco: oferujemy tanie i relatywnie duże auta z dużą liczbą elementów wyposażenia rodem z wyższych segmentów.

Pod maską pracują silniki benzynowe, najczęściej bez układów miękkiej hybrydy, o pojemności 1.5 z turbo (czasami 2.0T). Firmy oferują także długie gwarancje (zwykle 5 lat), mające wzbudzić zaufanie tej części klientów, która podchodzi z obawami do nieznanego produktu.

Przykłady? To chociażby MG3, czyli samochód segmentu B konkurujący z Toyotą Yaris. Jego cena bazowa w wersji z silnikiem 1.5 (w tym wypadku akurat bez turbo) to zaledwie 70 990 zł. Yarisa z motorem benzynowym w ofercie już nie ma. Jest hybrydowy – ma 116 KM i kosztuje od 100 900 zł. Tymczasem hybrydowe MG3 osiąga aż 194 KM i kosztuje od 87 950 zł.

Podobne różnice można zauważyć np. w przypadku Jaecoo 5 – SUV-a, który jest rywalem np. Nissana Qashqaia czy Toyoty C-HR. Jego cena startuje od 139 900 zł, a w standardzie samochód ma już m.in. wentylowane siedzenia czy szklany dach.
Takie sytuacje można mnożyć – właściwie każdy chiński samochód jest znacznie tańszy od europejskich, japońskich czy koreańskich rywali. Pokazany w Poznaniu liftback mierzący 4,9 metra, czyli Bestune T70, konkuruje np. ze Skodą Superb. Kosztuje (już z automatyczną skrzynią biegów) od 119 000 zł. Superb jest wyceniony na 152 000 zł.

Oczywiście, można szukać różnic w wyposażeniu (zwykle na korzyść aut chińskich), osiągach, właściwościach jezdnych czy spalaniu (zwykle na korzyść rywali), a także w obsłudze posprzedażowej, finansowaniu czy wielkości sieci salonów. Nie można jednoznacznie stwierdzić, że pozycja „utytułowanych” marek jest już stracona. Ale z Chin nadjeżdżają bardzo groźni rywale.
Elektryczne auta z Państwa Środka
Chiny to prawdziwa potęga w dziedzinie elektromobilności. Tamtejsi producenci (BYD, CATL i inni) przodują w dziedzinie nowinek w kwestii ładowania, zasięgów czy osiągów. Oto tylko garść najnowszych wieści ze świata chińskiej elektromobilności:
„Poprzeczkę podniósł właśnie chiński gigant CATL, który w Szanghaju zaprezentował właśnie akumulator „Shenxing” w nowej wersji. Jego możliwości to 500 km zasięgu (według chińskiej norny CTLC) uzupełniane w 15 minut”.
„Zasięg rzędu 1000-2000 km na jednym ładowaniu, niezwykle szybki proces uzupełniania energii skracający ładowanie do czasu porównywalnego z tankowaniem – oczywiście pod warunkiem, że znajdziemy odpowiednio mocną ładowarkę. Do tego relatywnie kompaktowe wymiary i niewielka masa własna. To tylko niektóre z zalet akumulatorów z elektrolitem stałym, znanych także jako solid-state. Zdaniem firmy BYD, mogą trafić do użytku komercyjnego już za 3-4 lata”.
„W testach zderzeniowych EuroNCAP wygrał model chiński. SUV Zeekr X, produkowany przez koncern Geely, wygrał aż w dwóch kategoriach: najlepszy mały SUV i najlepszy samochód elektryczny. Bezpieczeństwo Zeekr X stawia go przed rywalami, takimi jak Deepal S07, Porsche Macan EV, Cupra Tavascan, MG HS, Toyota C-HR, Volvo EX30 i Xpeng G6”.
Na rynku chińskim nie brakuje modeli z bardzo dużymi akumulatorami lub rozwijających wielkie moce, nawet 1000 KM. Sprzedawane są tam także auta segmentu budżetowego, za ceny, których nie uświadczymy w Europie (również ze względów podatkowych).
Uboga oferta BEV
Co z tanimi elektrykami w Polsce? Modele chińskie nie są zbyt silnie reprezentowane. Korzystną propozycją jest Leapmotor T03, sprzedawany za 84 900 zł. Pod maską takie auto ma 95-konny silnik (158 Nm). Rozpędza się od 0 do 100 km/h w 12,7 s. Zasięg według WLTP to od 265 do 395 km. Pojemność akumulatora wynosi 37,3 kWh. Maksymalna moc ładowania DC, to 48 kW, a pokładowa, jednofazowa ładowarka oferuje 6,6 kW. Długość T03 to 3,62 m.

Niedrogimi, dostępnymi chińskimi elektrykami są także BYD Atto 2 oraz BYD Dolphin, a także Dongfeng Box i MG4. Ale gama aut spalinowych chińskich firm jest o wiele większa.

Jednocześnie, marki oferujące modele elektryczne nie notują u nas wielkich wyników sprzedażowych – przykładem może być firma BYD, której hitem na polskim rynku jest jedyna w ofercie hybryda (Seal-U i-DM). Na liście Top 10 najlepiej sprzedających się aut EV w pierwszym kwartale 2025 r. w Polsce nie ma ani żadnej chińskiej marki, ani żadnego chińskiego modelu.
Skąd „dystans” do elektryków?
Dlaczego chińskie marki, choć dysponują technologią i wiedzą, nie zalewają (jeszcze?) polskiego rynku modelami EV? Można wymienić kilka powodów.
Przede wszystkim jest nim chęć utrzymania cenowej konkurencyjności. Przypomnijmy: chińskie modele elektryczne mogą być (jeśli są wytwarzane w Chinach – a tam znajduje się większość fabryk) droższe za sprawą unijnych ceł.
Cła „karne” od Komisji Europejskiej obowiązują od lipca i dotyczą tylko modeli elektrycznych. Jak pisaliśmy, „ostateczna wysokość zależy od wyników dochodzenia w sprawie nielegalnego dotowania chińskich marek przez tamtejszy rząd.
Dlatego BYD zostanie objęty stawką 17,4%, Geely – 20%, a SAIC – aż 38,1%. Inne przedsiębiorstwa opisane jako „współpracujące” w dochodzeniu zostaną objęte właśnie stawką 21%, a niewspółpracujące – 38,1%”. To stawki, które obowiązują dodatkowo, oprócz wyjściowego cła w wysokości 10%. Cła znacząco wpływają na atrakcyjność auta EV z Chin dla klienta.
Po drugie chęć zbudowania pozycji i wolumenów sprzedażowych. Aut spalinowych sprzedaje się w Polsce po prostu więcej – więc to sposób na stanie się widocznym na drogach i rozpoznawalnym.
Marki chcą być widoczne także w statystykach sprzedaży. Im większa rozpoznawalność, tym prostsza droga do sukcesu, a także wyższa wartość rezydualna aut (czyli kwestia, która obecnie stanowi znak zapytania dla klientów i dla instytucji finansujących).
Elektryczne później?
Wygląda na to, że pewna wstrzemięźliwość dotycząca elektrycznych premier to efekt przemyślanej strategii dostosowanej do rynku. Na innych rynkach w Europie Chińczykom zdarza się zresztą oferować więcej marek i modeli EV (np. Nio).
Nie oznacza to jednak, że europejscy producenci mogą odetchnąć z ulgą. Wszystko wskazuje na to, że marki chińskie zaczną „zalewać” rynek autami EV, gdy już zbudują rozpoznawalność autami spalinowymi i zdobędą udział w rynku i zbudują sieć serwisowa. Oczywiście, im większy będzie udział modeli EV w rynku polskim (obecnie znacznie poniżej średniej unijnej), tym szybciej się to wydarzy. Czy to oznacza kłopoty np. dla VW, Renault, Fiata czy Opla? Wiele na to wskazuje, choć niewykluczone, że siła przyzwyczajeń i regionalnych sentymentów klientów z Europy jeszcze przez jakiś czas będzie firmom ze Starego Kontynentu mocno pomagać.
Co mówią producenci i eksperci?
Jak mówi Bogusław Głód, prezes spółki GB Distribution, odpowiedzialnej za dystrybucję marki JAC Motors w Polsce: „Na razie rozpoczynamy sprzedaż samochodami spalinowymi – dlatego, że w Polsce chcemy wejść na rynek i pokazać nasz produkt po to, żeby klienci zaufali tej marce w przyszłości. Natomiast sama firma JAC Motors w Chinach jest jednym z liderów, jeśli chodzi o produkcję zarówno samochodów elektrycznych, ale również również baterii i systemów zasilania. Więc w następnym etapie mamy pomysł na to, żeby wejść z samochodami elektrycznymi – zarówno osobowymi jak i dostawczymi i pick-upami – dlatego że we wszystkich tych kategoriach JAC Motors zapewnia napędy elektryczne”.
Paweł Kuskowski, Head of Marketing & PR BAIC mówi cyt.: „Polska gama BAIC jest nieuchronnie rozwijana w kierunku elektromobilności. To jest przyszłość motoryzacji i BAIC zamierza nie tylko uczestniczyć w tych zmianach, ale i kreować rozwój tego segmentu. Grupa BAIC ma duże doświadczenie w projektowaniu i produkcji samochodów elektrycznych.

Wystarczy wspomnieć, że w Chinach jednym z najpopularniejszych pojazdów w korporacjach taksówkowych jest Beijing EU5, czyli elektryczny sedan marki BAIC. Znaczna część tych samochodów ma możliwość automatycznej wymiany akumulatora trakcyjnego po rozładowaniu. Wystarczy podjechać do specjalnego punktu wymiany, aby po kilku minutach wyjechać taksówką BAIC z akumulatorem w pełni naładowanym. Ta technologia rozwijana jest od kilku lat.
Poza tym Grupa BAIC rozwija od 2020 roku markę własną Arcfox, w ramach której wytwarzane są wyłącznie samochody elektryczne. Nie zapominajmy też o marce Foton, która wyrasta na jednego z czołowych globalnych graczy w produkcji użytkowych samochodów elektrycznych oraz pojazdów zasilanych poprzez ogniwa paliwowe. Potencjał i doświadczenia Grupy BAIC w rozwoju elektromobilności są więc ogromne.
Warto dodać, że najnowsze modele marki BAIC wprowadzane na rynek polski są w coraz większym stopniu elektryfikowane. Zaprezentowany w ub.r. terenowy model BJ60 ma napęd MHEV. Debiutujący w tym roku model BAIC BJ30 jest „pełną hybrydą”.
W tym modelu priorytetem jest uzyskanie najlepszej wydajności w aktualnym scenariuszu jazdy. W jednym z nich mamy np. możliwość jazdy wyłącznie w trybie elektrycznym. Silnik spalinowy może też być generatorem prądu dla akumulatora trakcyjnego, z którego energię pobierają silniki elektryczne napędzające koła. W tym scenariuszu BJ30 pracuje jak hybryda szeregowa.
Planujemy rozbudowę gamy o kolejne modele hybrydowe. W gamie pojawi się m.in. model BAIC 7 z hybrydowym napędem zbliżonym jak w zaprezentowanym na Poznań Motor Show 2025 modelu BAIC BJ30. Kolejne wyjątkowe nowości, w zupełnie nowych dla marki segmentach, pojawią się w przyszłym roku”.
Juliusz Szalek, dziennikarz specjalizujący się w autach z Chin, właściciel kanału na YouTube Auto Made In China i współpracownik magazynu Fleet zgodził się podzielić z nami przemyśleniami na temat chińskiej ekspansji:
Czy można wysnuć tezę, że póki co Chińczycy atakują tanimi autami spalinowymi, a elektryki spychają na dalszy tor?
Wydawało się nam, że Chińczycy rozjadą nas elektrykami, a rozjeżdżają nas autami spalinowymi. To nie Chińczycy spychają elektryki na dalszy tor. Po prostu widzą co się sprzedaje a co nie i reagują błyskawicznie. A w Polsce na razie elektryki raczej idą kiepsko. Dlatego szybko przywieźli 1,5 l. niebawem to pewnie także 2.0 l. A trzeba powiedzieć, że to silniki nieco przestarzałe, poprzedniej generacji, co widać przede wszystkim po wyższym spalaniu. 9-11 litrów nie może nikogo dziwić. Czasami 8, ale to raczej rzadkość.
Jak więc je tutaj sprzedają? Wielu importerów, ale nie wszyscy, nadal korzysta z homologacji jednostkowych lub wyłączeń – takie auta, które mimo że nie spełniają norm emisji, mogą u nas być sprzedawane i są sprzedawane. Warto w tym miejscu przypomnieć, że cła na chińskie samochody, które wprowadziła Unia Europejska dotyczą wyłącznie pełnych elektryków. Takie spaliniaki więc „idą” ze standardowym 10- procentowym cłem. Podobnie hybrydy. Co ciekawe, coraz częściej pojawiają się hybrydy PHEV z całkiem sporymi bateriami. Ale tych z naprawdę dużymi baterii powyżej 40 kWh na razie u nas nie ma.
Czy można się spodziewać „ataku” aut elektrycznych z Chin w późniejszym terminie?
Pewnie tak, choć to już też się dzieje. Marki, które mają tylko elektryki też już u nas są. To Xpeng czy mniej oficjalnie Nio. To alternatywa dla Tesli. Sprzedaż może nie będzie w dziesiątkach tysięcy, ale kto tutaj będzie szybciej i zaznaczy teren, ten może wygrać. Pamiętajmy, że to, co do nas przyjeżdża, to drobny wycinek.
W Chinach elektryki to głównie auta klasy wyższej. A my o nich nie mamy na razie pojęcia. To coś więcej niż Xpeng i Nio razem wzięte. Marki, o których nie mamy pojęcia. Bo to Aito, Luxeed, Exeed, Avatr, Stelato, IM czy Li albo Xioamio. To, co mamy u nas to raczej klasa średnia i niższa. Można czasami odnieść wrażenie, że nawet budżetowa. Ale i to się zmieni. Na razie jednak nie jesteśmy na to gotowi. Nie zaakceptujemy chińskiego auta za 300 tys. plus.
Czy Chińczycy poważnie traktują elektromobilność?
Tak, choć wszystkie napędy alternatywne wrzucają do jednego worka pod nazwą NEV (New Energy). Jeśli ceny prądu są niższe o ¼ to jak tu nie traktować elektromobilności poważnie? Może mniej przez pryzmat świadomości ekologicznej, bardziej przez portfel i nakazy. W Pekinie, Szanghaju czy innych chińskich miastach nie uświadczy się już skuterów spalinowych.
Podczas mojego ostatniego wyjazdu do Szanghaju naliczyłem ich trzy. Na miliony elektrycznych. Dlatego na ulicach jest cicho. To niesamowite. A samochody? Jedno ładowanie elektryka do pełna w Chinach kosztuje 30 zł. I to bez znaczenia od mocy ładowania. W takich warunkach można się bawić w ładowanie mocą 1200 kW.
Jakie chińskie premiery elektryków się szykują? Na jakie auta EV czekamy w Europie?
To wszystko zależy od sprzedaży elektryków. W Europie po Taycanie i innych kosmicznie drogich elektrykach czekamy na budżetowe auta. Chińczycy je mają, ale raczej są kiepskie. No chyba, że NIO, które idzie w stronę jeszcze większego premium, ale od razu tworzy markę „budżetową” Firefly. Świetne auto za nieduże pieniądze. Tutaj 17 tys. dolarów.
Ja czekam na Luxeed, Aito i Xiaomi. Choć nie sadzę, by oficjalnie to się szybko stało. Podobnie jest z NIO. Jest w Polsce, ale to import prywatny przez niemieckiego dealera. Nawet BYD sprowadza hybrydy do Polski, żeby odbić się ze sprzedażą.
Podsumowanie
Chińczycy mogliby już teraz mocno wejść do Europy z modelami elektrycznymi. Technologicznie są bardzo zaawansowani, a problem w postaci unijnych ceł nieszczególnie im przeszkadza – zresztą losy tej opłaty są niepewne w obliczu handlowej wojny UE-USA oraz trwających rozmów na temat zastąpienia jej minimalnymi cenami aut EV. Czekają jednak, by najpierw zbudować sobie u nas pozycje i rozpoznawalność, a także „przetestować” rynek. To nie są dobre wiadomości dla europejskiego przemysłu…
PMA
Fot. Mat. prasowe, własne