Ford nazywa to swoim „kolejnym Modelem T” – i trudno się dziwić. Ponad sto lat po tym, jak legendarny T zmotoryzował świat, amerykański producent stawia wszystko na nową platformę dla samochodów bateryjnych, obiecując rewolucję zarówno w cenie, jak i sposobie produkcji. W tle, a w zasadzie na stole, jest 5 miliardów dolarów inwestycji na rodzimym rynku, tysiące nowych miejsc pracy i zupełnie inny pomysł na fabrykę. A pierwszym efektem tego przedsięwzięcia ma być średniej wielkości, czterodrzwiowy pickup na prąd, który – jeśli wierzyć zapowiedziom – może narobić sporo zamieszania w segmencie.

Nowy T na prąd
Ford Universal EV Platform, bo tak nazwano nową konstrukcję, ma być fundamentem całej rodziny przystępnych cenowo, cyfrowo zaawansowanych i – jak podkreślają inżynierowie marki – przyjemnych w prowadzeniu aut elektrycznych. Pierwszy z tej linii będzie pickup, który w 2027 roku zjedzie z taśm zakładu Louisville Assembly Plant. Cena startowa? Około 30 tysięcy dolarów – czyli mniej więcej o połowę mniej niż za obecnego Forda F-150 Lightning.
Producent zapowiada, że auto ma być równie szybkie w sprincie 0–60 mph (0–96 km/h) jak Mustang EcoBoost, a do tego oferować więcej przestrzeni pasażerskiej niż Toyota RAV4. W pakiecie dostaniemy frunk, czyli przedni bagażnik, i klasyczną pakę, na której zmieści się nie tylko sprzęt sportowy, ale też solidne wakacyjne bagaże.

Ford nie ukrywa inspiracji historycznym pierwowzorem. – Model T był samochodem uniwersalnym, który zmienił świat. My też chcemy stworzyć coś, co będzie dostępne, praktyczne i nowoczesne – mówi Doug Field, szef działu pojazdów elektrycznych, cyfryzacji i designu.
Fabryka przyszłości
Rewolucja ma dotyczyć nie tylko samego auta, ale i procesu jego wytwarzania. Ford zamienia linię montażową w tzw. „drzewo produkcyjne”, w którym trzy główne moduły – przód, tył i zintegrowany z podłogą pakiet baterii – powstają równolegle, a potem są łączone. Dzięki temu montaż może być nawet o 40 proc. szybszy niż w obecnych modelach, a liczba części – znacząco mniejsza. Mniej elementów oznacza niższe koszty i większą niezawodność, a także lepszą ergonomię dla pracowników, którzy mają mniej schylania, skręcania się i sięgania w niewygodne miejsca – czytamy w komunikacie prasowym.

Kto stanie na drodze nowej „T-ki”?
Cel jest jasny – Ford chce stworzyć najtańszego elektrycznego pickupa na rynku. Tym samym nowy model wejdzie w bezpośrednią rywalizację z takimi graczami jak Tesla, Chevrolet, Rivian czy Fisker. Przewagą Forda ma być nie tylko cena, ale też dostępność – producent zapowiada masową skalę produkcji i eksport także poza USA.
Trzeba przyznać, że Ford gra va banque, inwestując miliardy w nową platformę i fabrykę przyszłości. Jeśli plan się powiedzie, nowa elektryczny model może powtórzyć sukces swojego pradziadka sprzed wieku, a rynek przystępnych cenowo EV wejdzie w zupełnie nową fazę.
Polska perspektywa – dopłaty do elektrycznych Fordów
Choć na nowego T w wersji elektrycznej poczekamy jeszcze dwa lata, to polscy kierowcy już teraz mogą skorzystać z rządowego programu dopłat „NaszEauto” i kupić sześć modeli Forda na prąd. W programie znalazły się: Mustang Mach-E, Explorer, Capri, Puma Gen-E, E-Tourneo Courier oraz E-Transit Custom Kombi – czytamy na jednej ze stron marki.
Dzięki wsparciu sięgającemu nawet 40 tysięcy złotych (oczywiście w opcji maksimum – przyp. red.), Mustang Mach-E może kosztować od 169 250 zł, Explorer od 129 990 zł, a Capri od 139 990 zł. Elektryczna Puma Gen-E – startuje od 106 900 zł, a E-Tourneo Courier od 113 873 zł. Nawet E-Transit Custom w wersji elektrycznej może dzięki dopłacie zejść do 179 230 zł. Warto się przy tym targować, bo mówimy o cenach katalogowych.
OW

