Hyundai Ioniq 6, samochód, który miał być rewolucją. Faktycznie pod wieloma względami jest. Dobrym tego przykładem jest stylistyka, która w żaden sposób nie przypomina do tej pory znanych samochodów oferowanych w Europie. Głównym projektantem w tym przypadku była aerodynamika. W przeciwieństwie do Ioniqa 5, w „szóstce” mamy bardzo dużo opływowych linii i zdecydowany brak kątów rysowanych od ekierki. Łącznikiem pomiędzy modelami są tylne światła, gdzie również są wyraźnie zaznaczone LEDowe światła niczym z Minecrafta. Ciekawym zabiegiem stylistycznym jest dodatkowy spojler, który niczym w Porsche stanowi istotną część aerodynamiczną.
Choć auto zewnętrznie wygląda naprawdę dobrze to mocno opadająca linia dachu rzutuje na jego praktyczności. Głównie dotyczy to bagażnika, który już przez fakt, że mamy do czynienia z sedanem ma mały otwór. Do tego nie oferuje zbyt wiele, gdyż tylko 446 litrów. Jeszcze większy zawód jest pod maską, gdzie frunk ma zaledwie 14,5 litry pojemności. W praktyce zmieścimy tam – i to ledwo – ładowarkę na 230 V.
Plastik fantastik
We wnętrzu również nie jest zbyt obszernie. Z tyłu wspomniana opadająca linia dachu sprawia, że wyższe osoby nie będą miały zbyt dużej ilości miejsca nad głowami. O wiele lepiej sytuacja wygląda w przypadku przestrzeni na nogi. Pod tym względem jest jej ogrom, a zaryzykowałbym stwierdzenie, że wręcz jest jej za dużo.
Pozostając we wnętrzu nie sposób pominąć kwestii materiałów wykończeniowych. Choć wiadomym jest, że przy elektrykach kluczową rolę odgrywa wykorzystanie materiałów z recyklingu. Niemniej zastosowany plastik wygląda jak z lat 90-tych. Jest twardy, szary i zdecydowanie nie przystający do europejskich standardów zwłaszcza przy samochodzie wartym ponad 300 tys. zł. Co gorsza wspomniane plastiki są równie kiepskiej jakości na boczkach drzwi. Może przeszedłbym koło tego obojętnie, ale zaraz po teście Ioniq 6 odebrałem jego starszego brata – Ioniq 5, który pod każdym względem wykończenia wnętrza był po prostu lepszy, mimo trzech lat na karku i niższej ceny wyjściowej.
System z procesorem lat 90-tych
Mówiąc o naleciałościach z lat 90-tych nie tylko plastiki są z ubiegłej epoki. Również działanie systemu infotaitment pozostawia wiele do życzenia. Nie chodzi jednak o jego szatę graficzną, gdyż jej wizualizację pozostawiam indywidualnemu osądowi, tak szybkość jego działania może wręcz zaskoczyć … niestety negatywnie. Po naciśnięciu, którejś z opcji na dotykowym panelu dosłownie trzeba poczekać kilka sekund zanim w ogóle system zareaguje. W obecnych czasach, gdzie koncerny dążą do jakości oferowanej m.in. przez tablety, niezrozumiałym jest podejście Hyundaia.
Piszczałka Ioniq
Kolejną kwestią, która kierowcę może doprowadzić do szału są sygnały dźwiękowe, które ostrzegają o … (tutaj wpiszcie dowolną funkcję – na pewno będzie pasowało). System ostrzegania o przekroczeniu prędkości, system najazdu na pasy ruchu, monitorowanie martwej strefy, informacja o tym, że pojazd poprzedzający się oddala od nas, system skupienia na drodze, który reaguje również na odwrócenie wzroku, jeżeli chcemy spojrzeć w lusterko itd. To tylko część układów, które informują prowadzącego sygnałem dźwiękowym o czymś. W efekcie po tygodniu spędzonym w Ioniq 6 dosłownie wyłączyłem większość funkcji, gdyż jazda w mieście po prostu stawała się nieznośna. Zdecydowanie lepiej wyglądało to na trasach szybkiego ruchu. Tam, gdzie zmiennych jest o wiele mniej układ działał dobrze, a dochodzące dźwięki były sporadycznie uruchamiane.
Są też zalety
Oczywiście Ioniq 6 mimo swoich wad ma też zalety. Główną jest ładowanie. Dzięki wykorzystaniu infrastruktury 800 V proces napełniania baterii o pojemności 74 kWh netto (77,4 kWh brutto), do 80% zajmuje jedynie 18 minut. Maksymalna moc ładowania to 233 kW. Choć brzmi to imponująco, to zdecydowanie bardziej wyróżnia ten samochód krzywa ładowania, która w przedziale 10-80 proc. cały czas utrzymuje się powyżej 150 kW.
Oczywiście ładowarek 350 kW w Polsce nie ma za dużo (ich odsetek będzie się regularnie zwiększał w najbliższych latach), to nawet przy słabszych mocach auto ładuje się szybko. Na stacji 50 kW, napełnianie baterii od 10 do 80 proc. zajmie 76 minut. Dla wariantów 100 kW, będzie to około 40 minut. Kluczem jest jednak aby na ładowarkę podjechać z przygotowaną baterią. W innym przypadku moc ładowania nie będzie tak okazała, a sam proces się wydłuży. Dlatego warto do nawigacji wbić plan podróży (to jedyna opcja ewentualnego podgrzania baterii).
Możliwości pod kątem ładowania sprawiają, że Ioniq 6 nie musi mieć gigantycznego zasięgu. Bateria 77,4 kWh brutto zapewnia około 440 km realnego zasięgu w trybie mieszanym. W trasie z prędkościami autostradowymi (ok. 140 km/h) jest to ok. 350 km.
5,1 do setki – to dobry wynik
W tym miejscu warto też podkreślić, że flagowy jak na razie elektryczny model Hyundaia jest szybki. Odmiana jaką miałem okazję testować wyposażona była w dwa silniki elektryczne generujące napęd na wszystkie koła i system automatycznego przenoszenia momentu obrotowego pomiędzy poszczególne koła. Dzięki temu pojazd dosłownie płyną po drodze. Dodatkowo nisko umieszczony środek ciężkości przyczyniał się do poprawy stabilności w trakcie jazdy. Jak do tego dołożymy zdecydowanie sztywniej zestrojone zawieszenie (w porównaniu do Ioniq 5), to radość z szybkiej jazdy krętymi drogami zdecydowanie wzrasta, zwłaszcza że dynamiki mu nie brakuje. Pierwszą setkę osiąga w 5,1 sekundy a maksymalnie rozpędzi się do 185 km/h.
Mówiąc o plusach
Na uwagę zasługuje też system matrycowych świateł, który do tej pory nie był dostępny w elektrycznych Hyundaiach. Działa on nad wyraz dobrze i podczas testu nie miałem w ogóle sytuacji, że nie zadziałał lub miał duże opóźnienie w swojej reakcji. Niekwestionowanym liderem Ioniq 6 jest natomiast w przypadku działania systemu rekuperacji. Trzy tryby jego działania oraz dodatkowo możliwość włączenia i-pedal daje kierowcy szereg opcji do dostosowania systemu oraz siły jego działania pod swoje potrzeby. W efekcie jestem w stanie Hyundaiem jeździć bez używania hamulca.
Kamery zamiast lusterek
W przypadku egzemplarza testowego trzeba poruszyć jeszcze kwestię lusterek. Dzięki wyborze pakietu TECH za 10 tys. zł użytkownicy Hyundaia mogą mieć cyfrowe lusterka zewnętrzne. Obraz wyświetlany jest na dwóch ekranach umieszczonych po bokach deski rozdzielczej (na jej górnej części). Ten zabieg ma teoretycznie sprawiać, że patrząc w naturalnym kierunku lusterka od razu widzimy obraz. Jednak do mnie to rozwiązanie nie przemawia. Zdecydowanie bardziej wolę tą opcję w Ioniq 5, gdzie wyświetlacze OLED są umieszczone na drzwiach. Oczywiście jest to kwestia przyzwyczajenia. Niemniej obraz wyświetlany z kamer jest dobry za dnia. W wielu przypadkach w nocy również nie mamy na co narzekać. Jednak nocą przy gorszej pogodzie już tak dobrze nie jest. Miałem wrażenie, że widok z kamer jest jakby za mgłą.
Kolejna kwestia to sama widoczność. Klasyczne rozwiązanie jest praktyczniejsze jeżeli chodzi o kąt patrzenia. Kamery mają o wiele mniejszą możliwości regulacji oraz obraz jest stały niezależnie jak patrzymy. W efekcie jest to ciekawe rozwiązanie ale tylko dla technologicznych geeków. Dla zwykłego użytkownika jest to po prostu zbędny wydatek.
Werdykt?
W obecnych czasach trudno jest powiedzieć, że dany model jest zły. Osoby testujące różne modele mają ten przywilej, że dostrzegają w pojazdach więcej. Przykładem jest Ioniq 6, który ogólnie zbiera bardzo pozytywne opinie. Nie dziwi mnie to, bo jest to samochód, który nie tylko może się podobać, ale też ma wiele zalet. W tym jednak przypadku dla mnie ma on zbyt dużo wad lub niedociągnięć, aby mógł stanowić punkt zainteresowania. Nie pomaga tutaj też kwestia wyceny, gdzie podstawowy model startuje od 283 900 zł (wyposażenie UNIQ, tylko jedna opcja jest dostępna) oraz jeden silnik 229 KM umieszczony na tylnej osi), a za wariant z napędem AWD i mocą 325 KM trzeba wydać, co najmniej 304 900 zł plus opcje dodatkowe.
Niemniej osoby, które postanowią wybrać ten model pewnie będą z niego zadowolone. Ja zdecydowanie bardziej wybierając Hyundaia wolałbym skupić się na Ioniq 5, który pod względem wykończenia jest dla mnie po prostu lepszy.
Maciej Gis