Pożary samochodów elektrycznych to wyjątkowo… gorący temat. Raz na jakiś czas dyskusje na ten temat stają się jeszcze bardziej intensywne. Dzieje się tak przede wszystkim po głośnych medialnie sprawach, w których pojawiają się takie wątki, jak „ogień” i „auto elektryczne”. Warto zauważyć, że nie zawsze jest udowodnione, że dany pożar rzeczywiście zaczął się od pojazdu na prąd (jak w przypadku ostatniego pożaru frachtowca samochodowego Fremantle Highway, gdzie wyników oficjalnego śledztwa jeszcze nie ma). Kiedy indziej kwestia udziału auta BEV zostaje zdementowana – jak przy pożarze w bloku w Warszawie przy ul. Górczewskiej kilka lat temu… co nie przeszkadza tematowi do dziś błędnie funkcjonować czasami w opinii publicznej jako „pożar rozpoczęty od samochodu elektrycznego”.
Wokół pożarów samochodów elektrycznych narosło wiele mitów
Pierwszy z nich to ten, według którego ryzyko samozapłonu pojazdu EV jest relatywnie wysokie. „Elektryki się palą” to często spotykana opinia, wygłaszana przede wszystkim przez tych, którzy do elektromobilności podchodzą z niechęcią. To ze względu na takie obawy, niektórzy zarządcy m.in. parkingów (np. przy aquaparku „Warszawianka” w Stolicy) czy nawet promów wprowadzają lub zastanawiają się nad wprowadzeniem ograniczeń we wjeździe samochodami EV. Widmo pożarów jest również argumentem zarządców wspólnot mieszkaniowych, używanym w dyskusjach o montażu przyłączy i ładowarek na miejscach postojowych, zwłaszcza w garażach podziemnych.
Wraz z rozwojem elektromobilności, temat nabiera naprawdę dużego znaczenia. Samochody elektryczne stają się coraz popularniejsze. Ich właściciele – obecni i przyszli – też mają swoje obawy i chcieliby wiedzieć, czy są bezpieczni. Z pewnością istnieją osoby, które wstrzymują decyzję o przesiadce na samochód EV właśnie z powodu niepewności dotyczącej kwestii pożarów. Obawy mogą mieć również ratownicy i strażacy. W ich codziennej pracy wyjazdy do zdarzeń różnego typu związanych z samochodami elektrycznymi będą zdarzać się coraz częściej wraz z rosnącą ilością BEVów na drogach. Porcja wiedzy i statystyk należy się także zarządcom nieruchomości – zarówno tym przychylnym nowej technologii, jak i podchodzącym do niej z rezerwą. To może mieć realny wpływ na przyszłe regulacje, normy i zakazy. Warto ujednolicić wiedzę w tym zakresie.
Czy dane potwierdzają większą skłonność do pożarów w przypadku aut zasilanych energią elektryczną?
Organizacja EV Fire Safety, wspierana przez australijski rząd, zbierała dane na ten temat od 2010 roku, czyli od czasów, w których elektromobilność była tylko ciekawostką dla nielicznych. Bierze pod uwagę dane nie tylko z Antypodów, ale z całego świata. Co wynika z danych obejmujących czas od 2010 roku do 30 czerwca 2023 roku?
Zidentyfikowano łącznie 488 pożarów pojazdów elektrycznych
Z tego 393 zdarzenia zostały zweryfikowane, 74 jest w trakcie weryfikacji, a przy 21 oczekujemy na dalsze informacje. Pożary „w trakcie weryfikacji” mogą być jedynie medialnym szukaniem sensacji i clickbaitem, tak jak być może dzieje się w przypadku incydentu na frachtowcu. Zdarzenia zweryfikowane są potwierdzone przez więcej niż jedno źródło online lub raporty agencji akademickich i straży pożarnej.
Po pierwsze: sprawdźmy przyczyny pożarów
W obiegowej opinii, częstym (o ile nie najczęstszym) powodem pożarów samochodów elektrycznych jest samozapłon. Czy to rzeczywiście się zdarza? Według badań dotyczących zweryfikowanych pożarów, rzadko można mówić o samozapłonie w znaczeniu dosłownym. Zwykle mamy do czynienia z wystąpieniem czynników zewnętrznych (czyli okoliczności towarzyszących), które znacznie zwiększają ryzyko pożaru. Spośród zidentyfikowanych przyczyn, najczęstszą jest kolizja. Niżej znajduje się fabryczna wada akumulatora, a także takie czynniki, jak utopienie, niefachowe naprawy, podpalenie, pożar zewnętrzny (czyli taki, który rozpoczął się poza autem) i przegrzanie.
Gdzie palą się samochody elektryczne? W 31 proc. przypadków mówimy o pożarze auta zaparkowanego na zewnątrz. W 29 proc. – o aucie, które ogień ogarnął, gdy jechało. W 25 proc. pożary dotyczą pojazdów zaparkowanych w pomieszczeniu, np. w garażu. To kwestia, której polscy (i nie tylko) zarządcy nieruchomości obawiają się najmocniej. W 15 proc. przypadków miejsce postoju auta pozostaje nieznane.
Pożar samochodu elektrycznego podczas ładowania
To kolejna z kwestii, które często pojawiają się w dyskusjach z zarządcami parkingów. Ryzyko pożaru podczas ładowania auta jest rzekomo o wiele wyższe. Dane EV Fire Safe temu przeczą. Zaledwie 18 proc. ze stwierdzonych pożarów miało miejsce podczas ładowania samochodu, a 2 proc. powstało w ciągu 60 minut od odłączenia auta.
Jak palą się samochody elektryczne?
Niektórzy mogą obawiać się wybuchu. Przemysł filmowy przyzwyczaił nas do dużej gwałtowności przebiegu pożarów aut… ale w przypadku pojazdów elektrycznych tym bardziej wyobrażenia z ekranu nie mają zastosowania. W 95 proc. przypadków mówimy o zapłonie i kierunkowych płomieniach. Wybuch chmury oparów lub gwałtowna eksplozja to scenariusz, według którego rozegrało się zaledwie 5 proc. zdarzeń.
Pożar a porażenie prądem
Ratownicy, policjanci i inne osoby zaangażowane w przebieg akcji gaśniczej mogą obawiać się innej kwestii. Mowa o porażeniu prądem. Takie ryzyko istnieje i nie należy go lekceważyć, w statystykach nie ma jednak żadnego udokumentowanego przypadku, kiedy doszło do tego typu wydarzenia. Nie znaleziono żadnych dowodów na porażenie prądem w sytuacjach bezpośredniego kierowania strumienia wody na wysokie napięcie, zanurzenia auta w wodzie, wydobywania pasażerów czy przy utraconej energii.
Przy omawianiu kwestii pożarów samochodów elektrycznych należy wziąć pod uwagę jeszcze jedno. Nie zawsze (a nawet w zdecydowanej mniejszości przypadków) ogień obejmuje baterię. W przypadkach np. podpaleń, zajęcia się auta od innego pożaru albo ognia, który rozpoczął się w innej części auta, akumulatory rzadko się palą. „Pożar samochodu elektrycznego” może więc być jedynie sytuacją, w której ogień strawi np. fotele.
Gaszenie aut elektrycznych
Strażacy przyznają, że baterie palą się rzadko, ale jeśli już dojdzie do takiej sytuacji, sposób gaszenia akumulatorów różni się od postępowania w przypadku „klasycznego” pożaru auta spalinowego. Należy odpowiednio schłodzić baterie, np. poprzez zanurzenie auta w kontenerze gaśniczym lub wtryskując wodę bezpośrednio do akumulatorów. Wymaga to wiedzy, ale służby na bieżąco ją zdobywają.
Czy pożarów aut elektrycznych należy się obawiać?
Ogień występuje rzadko, również, gdy porównujemy częstotliwość pożarów z tą znaną z wydarzeń z udziałem aut spalinowych. Może być niebezpieczny, ale o wiele mniej niż głosi obiegowa opinia. Pożary rzadko są spowodowane przez samozapłon, rzadko mają miejsce podczas ładowania, a służby gaśnicze nie zostają porażone prądem nawet podczas lania wody bezpośrednio na zestawy akumulatorów trakcyjnych. Duża część medialnych doniesień jest niezweryfikowana lub przesadzona. Po lekturze i analizie danych nasuwa się jeden wniosek: kwestia pożarów samochodów elektrycznych nie powinna i nie może być przeszkodą na drodze rozwoju elektromobilności.
Autor: Mikołaj Adamczuk