- VDA chce złagodzenia unijnego prawa
- Silniki europejskie trują mniej niż chińskie
- Volvo optuje za utrzymaniem obranego kursu
- e-paliwa wątpliwym rozwiązaniem

Chcą zmian
Zamiast pełnego zakazu, VDA proponuje, by do 2035 roku ograniczyć emisje CO₂ z nowych aut o 90 procent. Oznaczałoby to, że co dziesiąty nowy pojazd mógłby nadal być napędzany silnikiem spalinowym – pod warunkiem stosowania paliw alternatywnych, takich jak e-paliwa czy biopaliwa. To jednak, jak ostrzegają organizacje ekologiczne, może mieć katastrofalne skutki dla klimatu.
Według analizy organizacji Transport & Environment (T&E), ustępstwa postulowane przez VDA mogłyby doprowadzić do emisji dodatkowych 0,5 do 1,4 gigaton CO₂ – czyli nawet o 31 proc. więcej niż zakłada obecne prawo. – Branża motoryzacyjna znowu straszy katastrofą, mimo że sprzedaż samochodów elektrycznych w Niemczech rośnie – powiedziała Julia Poliscanova, dyrektorka ds. pojazdów i łańcuchów dostaw e-mobilności w T&E i dodaje
– Dają im palec, a oni chcą całą rękę. UE nie może pozwolić, by przemysł samochodowy jeszcze bardziej się cofał, gdy reszta świata przechodzi na elektryczność – stwierdziła Poliscanova.
Elektromobilność ma się dobrze
Dane rynkowe potwierdzają, że elektryfikacja przyspiesza – sprzedaż samochodów elektrycznych w Europie wzrosła w tym roku o 26 proc., a w samych Niemczech aż o 43 proc. w ujęciu rocznym. Tymczasem VDA utrzymuje, że UE nie dotrzymuje tempa w transformacji, dlatego potrzebna jest większa elastyczność. Mercedes-Benz poparł 10-punktowy plan VDA, argumentując, że – elastyczność to klucz do sukcesu transformacji.
Inaczej postępuje jednak Volvo, które sprzeciwia się zarówno łagodzeniu obecnych przepisów, jak i zawieszaniu kar za emisje w 2025 roku. – Decydenci powinni skupić się na ludziach, infrastrukturze i łańcuchu dostaw, a nie na ponownym otwieraniu dopiero co przyjętych przepisów – oświadczył rzecznik marki, cytowany przez Politico.
Nie tylko organizacje ekologiczne, ale i niektórzy politycy są zaskoczeni próbą rewizji przepisów. Isabel Cademartori, rzeczniczka ds. transportu z ramienia Socjaldemokratów, którzy współrządzą w Niemczech, powiedziała – cytowana przez Politico – że cyt.: stanowisko VDA nas zaskoczyło. Będziemy trzymać się ustaleń koalicyjnych dotyczących limitów emisji, i oczekujemy, że Komisja Europejska zrobi to samo – dodała. W opozycji do tego głosu pozostają jednak chadecy z CDU, wspierani przez konserwatystów w Parlamencie Europejskim oraz rządy krajów takich jak Polska czy Czechy, które mają silne sektory motoryzacyjne.

Argumenty
VDA argumentuje, że inżynieria silników spalinowych to nadal przewaga konkurencyjna Europy wobec chińskich producentów, którzy dominują w technologii pojazdów elektrycznych. T&E ripostuje, że propozycja VDA to „pozorowane rozwiązanie”, które grozi utratą zaufania inwestorów, zwłaszcza w kluczowych obszarach jak produkcja baterii czy rozwój infrastruktury ładowania.
Analiza T&E wskazuje, że w scenariuszu proponowanym przez VDA udział aut elektrycznych w sprzedaży w 2035 roku wyniósłby jedynie od 44 do 69 proc., zamiast 100 proc., co „osłabi pewność regulacyjną” i może zatrzymać rozwój sektora – czytamy w komunikacie prasowym.

Michael Bloss z Zielonych w Parlamencie Europejskim nazwał odniesienia do e-paliw – fałszywym rozwiązaniem, które będzie szczególnie drogie dla konsumentów. – Obywatele po raz kolejny są oszukiwani za pomocą wątpliwych trików – dodał.
W tle tego sporu Komisja Europejska znajduje się pod coraz większą presją – najpierw opóźniła wprowadzenie limitów na 2025 rok, teraz rozważa wcześniejszy przegląd regulacji na 2035 rok. Dla klimatu i dla europejskiego rynku motoryzacyjnego może to być moment przełomowy – czy Europa wybierze spóźniony kompromis, czy konsekwentny kurs na neutralność emisyjną?
OW