Tesla

Modele S i X odświeżone. Również cenowo

Modele S i X zostały odświeżone. Obyło się bez rewolucyjnych zmian
Źródło zdjęcia: Tesla
  • Tesla odświeżyła modele: X i S
  • Zmiany są bardziej kosmetyczne niż rewolucyjne
  • Dwa „flagowce” Muska podrożały i kilka tysięcy USD
  • Model S Long Range ma zasięg 660 km, czyli najwięcej z całej rodziny

Koncern Elona Muska oficjalnie zaprezentował zaktualizowane wersje swoich flagowych modeli – sedana Model S oraz SUV-a Model X. Mimo, że odświeżenie zapowiedziano już wcześniej, to jego ostateczny kształt trudno nazwać rewolucją. Jak zauważają branżowe media, najważniejszą „nowością” może być… podwyżka cen o 5 tysięcy dolarów.

Estetyka

Nowe warianty Modelu S i X na amerykańskim rynku otrzymały kilka zmian – zarówno estetycznych, jak i technologicznych – ale nie są to aktualizacje, które wywracają ofertę marki do góry nogami. Tesla zdecydowała się przede wszystkim na wprowadzenie nowego lakieru nadwozia o nazwie Frost Blue (opcjonalnie za 2500 dolarów) oraz subtelne modyfikacje stylistyczne, jak np. matowe logo na przednim grillu czy nowe wzory felg: 19-calowe Magnetite i 21-calowe Velarium w Modelu S, a także 20-calowe Perihelix i 22-calowe Machina w Modelu X.

Po stronie technicznej pojawiła się nowa kamera w przednim zderzaku, która ma wspierać zaawansowane systemy wspomagania kierowcy (ADAS), np. w wykrywaniu nierówności nawierzchni. Zastosowano też nowe tuleje zawieszenia oraz zmodernizowaną konstrukcję samego zawieszenia, co ma poprawić komfort jazdy.

W kabinie zrobiło się ciszej – Tesla chwali się lepszą izolacją akustyczną i skuteczniejszym systemem aktywnego tłumienia hałasu, choć nie podaje żadnych twardych danych potwierdzających te usprawnienia.

Wnętrze zostało również doposażone w dynamiczne oświetlenie ambientowe, znane już z nowszych wersji Modelu 3 i Modelu Y. Nowością są jednak animacje świetlne uruchamiane przy wejściu do pojazdu – funkcja zarezerwowana wyłącznie dla Modelu S i X.

Long Range, ale niezupełnie

Model S Long Range oferuje teraz do 410 mil zasięgu (ok. 660 km), co czyni go „najdalej” jeżdżącą Teslą w historii – ale warto dodać, że to jedynie 5 mil więcej niż wcześniej i tylko przy bazowych 19-calowych kołach. Co ciekawe, większe, 21-calowe felgi Velarium zmniejszają zasięg do 380 mil, czyli nawet mniej niż oferowały poprzednie 21-calowe koła!

Model X z kolei zyskał więcej przestrzeni dla pasażerów trzeciego rzędu i większy bagażnik – jednak producent nie ujawnia żadnych konkretnych danych na ten temat. Wersja Plaid obu modeli przeszła bardzo delikatne zmiany aerodynamiczne – nowy dyfuzor z tyłu i nieco zmodyfikowany przód mają poprawić stabilność przy dużych prędkościach.

To co zmieniło się naprawdę?

Największa zmiana? Cena. Odświeżone Model S Long Range kosztuje teraz 84 990 dolarów, a Model S Plaid – 99 990 dolarów. SUV Model X Long Range to wydatek rzędu 89 990 dolarów, zaś topowa wersja Plaid – 104 990 dolarów. Każdy z tych wariantów podrożał o 5 tysięcy dolarów względem wcześniejszych wersji.

Komentatorzy, w tym redaktorzy portalu Electrek, nie kryją rozczarowania. – Kiedy Lars Moravy zapowiadał, że Tesla ‘okaże trochę miłości’ Modelowi S i X, nie spodziewaliśmy się tak powierzchownych zmian – czytamy w analizie serwisu. Toteż obecna aktualizacja bardziej przypomina rutynowe odświeżenie, niż istotną modernizację technologicznego flagowca marki.

„Elektrofani” liczyli raczej że, Tesla wprowadzi nieco technologii z Cybertrucka, np. układ steer-by-wire czy architekturę 48V. Nic z tego – podsumowuje redakcja Electrek.

Lepsza sprzedaż?

Nic z tych rzeczy! Niestety, w tle całej sytuacji rysuje się spadek popytu najstarszych modeli Tesli. Jeszcze kilka lat temu firma Elona Muska celowała w 100 tysięcy sprzedanych sztuk Modelu S i X rocznie (S jest w produkcji od czerwca 2012 roku zaś X od września 2015 – przyp. red.).

Dziś nawet nie raportuje ich wyników osobno – w pierwszym kwartale 2025 r. łączna liczba dostaw modeli S, X, Cybertrucka i Semi wyniosła zaledwie 12 881 sztuk. Szacunki wskazują, że same Model S i X sprzedają się w tempie nieco ponad 30 tysięcy rocznie.

Wygląda więc na to, że Tesla postanowiła odświeżyć swoje najdroższe modele w sposób symboliczny – być może licząc na lojalność najbardziej zagorzałych fanów, którzy i tak chcą mieć najnowsze wersje bez względu na to, jak niewiele się zmienia.

OW

REKLAMA