Niderlandy od lat uchodzą za kraj, który jest zdecydowanie bliżej od pozostałych na drodze do celu, jakim jest osiągnięcie możliwie zrównoważonego miksu transportowego. Nie jest to oczywiście państwo bez samochodów, o czym doskonale wie każdy, kto miał okazję być w Niderlandach i… stać w korku na tamtejszych wielopasmowych autostradach. Nikt nawet nie myśli jednak o wyeliminowaniu prywatnych aut – chodzi jedynie o odpowiednie wyważenie proporcji i takie projektowanie miast, by były przyjazne nie tylko dla kierowców, ale i rowerzystów czy pieszych, a także użytkowników komunikacji miejskiej. W przypadku niderlandzkich miast, wypada to nieźle.
Tajemnica sukcesu
Popularność komunikacji rowerowej w Niderlandach inspiruje włodarzy miast na całym świecie, zwłaszcza w Europie. Jakie są tajemnice sukcesu napędzanych siłą mięśni jednośladów w Rotterdamie, Amsterdamie czy Utrechcie? To przede wszystkim infrastruktura, stworzona w taki sposób, że jazda na rowerze jest możliwie prosta i bezpieczna. Nie ma zbyt wielu okazji na „konflikt” między ruchem samochodowym a rowerowym, a kierowcy przez lata wykształcili u siebie odpowiednie zachowania względem niechronionych uczestników ruchu drogowego. Mimo naprawdę sporego ruchu rowerowego, wszyscy się ze sobą „dogadują” i zachowania agresywne należą do rzadkości.
Nie bez znaczenia jest oczywiście ukształtowanie terenu w Niderlandach – to wyjątkowo płaski kraj, więc rowerzyści nie muszą mierzyć się z wzniesieniami. Relatywnie popularne są tam także rowery cargo, także ze wsparciem elektrycznym.
Jazda na rowerze wrosła już w tamtejszą kulturę i dla wielu mieszkańców tego kraju stanowi oczywistą i pierwszą formę przemieszczania się.
Jak było dawniej?
Przestrzenie Amsterdamu czy Rotterdamu, odbudowane po wojnie w duchu modernizmu, były przepełnione samochodami i zupełnie nie nadawały się do jazdy rowerem. W swojej książce Melissa i Chris Bruntlettowie opowiadają o tym, jak doszło w Niderlandach do rewolucji, dzięki której rowery stały się nie tylko tematem politycznym, ale i narzędziem transformacji transportu, przestrzeni miejskiej, edukacji, handlu, usług oraz całego holenderskiego stylu życia.
W „Rowerowym mieście” przeczytacie o tym, jak łącząc inżynierię ruchu z inżynierią społeczną, stworzono mobilność miejską dostępną dla każdego – nie tylko dla młodych i sprawnych – a także jak zwalczano wykluczenie transportowe poza wielkimi miastami. Dowiecie się, dlaczego warto projektować elektromobilność nie tylko na cztery koła oraz w jaki sposób, wykorzystując rowery, podnieść zarówno jakość transportu zbiorowego, jak i poziom bezpieczeństwa na ulicach – mimo skłonności wszystkich uczestników ruchu drogowego do naginania jego zasad.
Co szczególnie cenne z polskiej perspektywy, Bruntlettowie zastanawiają się także, jak przeszczepiać tamtejsze rozwiązania i doświadczenia na zagraniczny grunt. „Polecam tę książkę jako inspirację dla polityków, działaczy lokalnych, architektów, urbanistów, inżynierów, cyklistów oraz wszystkich tych, którym zależy na lepszej przyszłości naszych miast. W dobie usprawniania przestrzeni miejskiej za pomocą różnych high tech rozwiązań – takich jak drony czy autonomiczne pojazdy – warto nie zapominać o starych, dobrych dwóch kółkach” – oto opis książki „Rowerowe Miasto” Melissy i Chrisa Bruntlettów autorstwa Krzysztofa Gubańskiego, aktywisty rowerowego i autora bloga „Jeden samochód mniej”.
Ambasadorzy miast
Melissa i Chris Bruntlett pochodzą z Kanady, ale wraz z rodziną przenieśli się do Delft w Holandii. „Spakowali swoją rodzinę w Vancouver i przenieśli się do Delft, aby doświadczyć miasta rowerowego jako mieszkańcy, a nie jako goście. Rok wcześniej stali się nieoficjalnymi ambasadorami holenderskich miast wraz z publikacją ich pierwszej książki Building the Cycling City: The Dutch Blueprint for Urban Vitality” – donosi prowadzona przez Bruntlettów strona Modacitylife.com.
„Melissa współpracuje teraz z Royal HaskoningDHV – globalną firmą konsultingową – wspierając promocję holenderskiej wiedzy, polityki i zasad projektowania transportu w krajach Europy i Ameryki Północnej. Jako kierownik ds. relacji międzynarodowych w holenderskiej ambasadzie rowerowej, Chris wykorzystuje swoją wiedzę i pasję do dzielenia się praktycznymi lekcjami dla miast z całego świata, które chcą uczyć się na niezwykłym sukcesie Niderlandów. Razem nadal inspirują się swoim nowym domem, obserwując, jak ich dzieci (a także wszystkie inne inne) cieszą się jakością życia możliwą tylko w środowisku, które stawia ludzi na pierwszym miejscu” – podaje strona.
Małżeństwo jest autorem licznych książek – nie tylko dwóch wspomnianych, ale także publikacji „Miasto wolne od samochodów”.
„Pandemia covid-19 odwróciła do góry nogami życie ludzi prawie całej rozwiniętej części świata. Nagle okazało się, że trzeba zmienić codzienne rytuały. Zamiast jechać autem albo zatłoczonym metrem do biura, należy żyć lokalnie. Okazało się jednak, że to lokalne życie wcale nie jest wygodne, bo przestrzeń wokół nas jest mało wygodna i przyjazna. Ale jest jeden mały kraj nad brzegiem Morza Północnego, w którym niewiele się zmieniło. Mieszkanki i mieszkańcy Holandii nie musieli robić rewolucji w swoim życiu, bo u nich lokalnie żyje się bardzo komfortowo. Nawet jak trzeba pojechać do pracy, to i tak połowa z nich używa rowerów, bo cały kraj oplata sieć dobrze zbudowanych i bezpiecznych dróg dla rowerów. (…) Melissa i Chris Bruntlettowie wyjaśniają jak w Niderlandach przez ostatnie pół wieku powstała ta wygodna lokalność, którą wiele miast i państw na świecie chce teraz naśladować. Ta książka jest przewodnikiem, jak takie zmiany wdrożyć w życie i u nas w Polsce” – to opis wspomnianej książki, także wydanej w języku polskim.
Chris Bruntlett na KNM 2024
Jego obecność może być okazją na zdobycie informacji na temat tego, co Polska mogłaby podpatrzeć w Niderlandach. Wiadomo, że skopiowanie tamtejszego scenariusza 1:1 nie byłoby możliwe, a także prawdopodobnie nie byłoby korzystne, ze względu na różnice w klimacie, ukształtowaniu terenu, architekturze, rozplanowaniu i wielkości miast, a także różnice kulturowe czy mentalne między naszymi krajami. Nic w tym złego i nie należy ślepo podążać za innymi, bez zwracania uwagi na polskie warunki – ale obecność osób zajmujących się tematem może stanowić inspiracje i podpowiedź na temat tego, co da się zrobić. Na Kongresie nie zabraknie także prezydentów i burmistrzów polskich miast, jak również innych przedstawicieli władz samorządowych. Spotkanie z Chrise Bruntlettem może być dla nich inspiracją do czerpania dobrych, rowerowych wzorców, które funkcjonują w tym niewielkim kraju nad Morzem Północnym.
MA