To nie były łatwe dni dla osób zarządzających Gigafactory, czyli fabryką Tesli pod Berlinem. Najpierw produkcja została wstrzymana w związku z brakiem części, co spowodowane było problemami z przedostawaniem się statków towarowych przez Zatokę Adeńską i Cieśninę Bab al-Mandeb z powodu wojny domowej w Jemenie.
Później w okolicy protestowali mieszkańcy gminy Gruenhelde, w której działa fabryka. Sprzeciwiali się rozbudowie Gigafactory, ponieważ oznacza to konieczność wycinki ponad 100 hektarów lasu. Aktywiści założyli nawet obóz w lesie.
Dziś produkcja Tesli została wstrzymana z powodu braku energii elektrycznej. Nie doszło jednak do awarii, a – najprawdopodobniej – do sabotażu. Według Deutsche Welle, nieznani sprawcy podpalili słup wysokiego napięcia między Steinfurtem a Hartmannsdorfem wczesnym rankiem we wtorek – w wyniku czego około 2000 osób straciło dostęp do prądu, w tym Gigafactory.
Minister spraw wewnętrznych stanu Brandenburgia Michael Stübgen (CDU) mówił o „perfidnym ataku” na infrastrukturę elektryczną. Nie jest jeszcze udowodnione, że celem była fabryka Tesli, wcześniejsze protesty i zapowiedzi aktywistów wskazują jednak właśnie na taki trop. Przedstawiciele Tesli przekazują mediom, że podjęto wszystkie środki w celu zabezpieczenia zakładów produkcyjnych, ale po konsultacjach z dostawcą energii elektrycznej EDIS firma nie spodziewała się szybkiego wznowienia produkcji.
Warto zauważyć, że Tesla podejmuje kroki w celu zminimalizowania wpływu Gigafactory na środowisko. Wcześniej, w związku z głosami krytykującymi znacznie zużycie wody w fabryce, mocno je ograniczono. Jeśli chodzi o drzewa, firma także zobowiązała się do tego, by po rozbudowie zakładu zalesić większy obszar niż ten, który wcześniej trzeba będzie wyciąć. Zachodnie media krytykują już działania aktywistów. „Tesla nie powinna być na szczycie celów aktywistów ekologicznych” – pisze np. Electrek i przypomina, że auta elektryczne nie emitują podczas jazdy gazów cieplarnianych.
MA