ETS2 przesunięty

ETS2 opóźniony. Chwilowa radość może przynieść wiele komplikacji

Bruksela zgodziła się na przesunięcie wprwoadzenia ETS2. Jedank ten sukces może być gwoździem do problemów w przyszłych latach
Źródło zdjęcia: AI

Unia Europejska przyjęła nowy, ambitny cel klimatyczny – do 2040 roku emisje gazów cieplarnianych mają zostać zredukowane o 90 proc. względem poziomu z 1990 r. To jeden z kroków na drodze do osiągnięcia neutralności klimatycznej w połowie stulecia. Jednak nie wszystkie kraje członkowskie przyjęły to z entuzjazmem – Polska podchodzi do nowych zobowiązań z dużą ostrożnością i przekonuje, że ambicje Brukseli muszą iść w parze z realizmem gospodarczym.

W środę ministrowie środowiska państw UE dali zielone światło dla nowego celu klimatycznego. Decyzja ta nie kończy jednak procesu legislacyjnego – przed Unią jeszcze etap negocjacji między Radą UE a Parlamentem Europejskim, który przesądzi o ostatecznym kształcie przepisów. Nowe prawo klimatyczne ma być kontynuacją obowiązujących dziś regulacji: redukcji emisji o 55 proc. do 2030 r. i osiągnięcia neutralności klimatycznej do 2050 r. – pisze serwis money.pl.

Dla Polski, która wciąż opiera swój miks energetyczny w dużej mierze na węglu, cel 90-procentowej redukcji jest – jak mówi wiceminister klimatu i środowiska Krzysztof Bolesta  „zbędny”. W rozmowie z Business Insider Polska podkreśla, że kraj nie zgadza się na tak sformułowany cel, bo jest on zbyt ambitny i oderwany od realiów.

– Dla nas 90 proc. to zdecydowanie za dużo. Z analiz Krajowego Ośrodka Bilansowania i Zarządzania Emisjami wynika, że przy bardzo wysokich kosztach Europa może osiągnąć maksymalnie osiemdziesiąt kilka procent redukcji emisji do 2040 r. Pokazujemy więc Komisji, że ten poziom ambicji jest za wysoki – mówi Bolesta.

Polska chce „zejść na ziemię”

Warszawa przedstawiła cztery kluczowe postulaty, które mają  jak to określa rząd – „urealnić” europejską politykę klimatyczną. Po pierwsze, chodzi o obniżenie poziomu ambicji, po drugie – większe wykorzystanie tzw. kredytów międzynarodowych, czyli offsetów, pozwalających firmom rozliczać emisje poprzez inwestycje redukcyjne poza Unią. Trzeci postulat dotyczy klauzuli rewizyjnej, która miałaby umożliwić zmianę celu, jeśli okaże się nierealny do wykonania. Czwarty – o ulgach dla przemysłu obronnego, który z racji wysokiej energochłonności szczególnie odczuwałby nowe obciążenia.

Szczególnie ważna z polskiej perspektywy jest właśnie klauzula rewizyjna. Rząd postuluje, by została uruchomiona w 2030 r. – wtedy Unia miałaby ocenić postępy w redukcji emisji i w razie potrzeby skorygować założony cel. To, zdaniem Warszawy, kluczowy bezpiecznik, który pozwoli uniknąć politycznych i gospodarczych turbulencji, jeśli transformacja energetyczna okaże się trudniejsza niż zakładano.

ETS2, czyli najgorętszy punkt sporu

Obok sporu o sam cel redukcyjny, równie istotna jest kwestia nowego systemu handlu emisjami ETS2, który ma objąć sektory transportu i budownictwa. Dla Polski to temat wrażliwy, bo jego wejście w życie może oznaczać wzrost kosztów dla gospodarstw domowych i przedsiębiorstw.

Bolesta podkreśla, że wdrożenie ETS2 w obecnym kształcie mogłoby doprowadzić do „załamania się polityki klimatycznej UE”. Zamiast przyspieszyć transformację, system ten – jego zdaniem – może wzbudzić sprzeciw społeczny i wzmocnić nastroje antyunijne.

Toteż Warszawa domaga się, by ETS2 został przesunięty w czasie o trzy lata – z 2027 na 2030 rok – i by kraje, które potrzebują więcej czasu na przygotowanie, mogły skorzystać z takiej opcji. Udało się już uzyskać poparcie części państw –  jak informuje wiceminister, za takim rozwiązaniem opowiada się dziś 13 krajów, głównie z Europy Środkowo-Wschodniej.

Jakub Wiech z portalu Energetyka24 w programie „Gość Wydarzeń” Polsat News nie pozostawił suchej nitki na przygotowaniach Polski do wdrożenia systemu ETS2. Jego zdaniem nasz kraj jest absolutnie niegotowy na nowe unijne opłaty za emisje w transporcie i budownictwie – to najsłabszy pod tym względem kraj w całej UE.

Wiech zwrócił uwagę na sektor mieszkaniowy, w którym Polska wciąż zużywa aż 90 proc. węgla wykorzystywanego w całej Unii. To właśnie tam skutki ETS2 mogą być najbardziej bolesne. Jego zdaniem przesunięcie wdrożenia na 2027 rok, a więc rok wyborczy, to „podarunek polityczny” dla rządu – pozwala odłożyć w czasie trudne tłumaczenie się przed obywatelami.

Ekspert sceptycznie podszedł też do zapewnień ministra klimatu, że dodatkowy czas pozwoli lepiej przygotować kraj do zmian. Jako przykład wskazał fatalnie funkcjonujący program „Czyste Powietrze”, który – jak to ujął – „został zarżnięty”. Nagłe wstrzymania nabiorów wniosków i niepewność co do wypłat zdążyły już zniechęcić wielu Polaków.

Wiech podkreślił jednak, że mimo wyzwań ETS2 może być szansą na rozwój technologii związanych z termomodernizacją i elektromobilnością. Jego zdaniem to właśnie uniezależnienie od paliw kopalnych powinno być głównym celem transformacji energetycznej.

Czas na inwestycje zamiast kar

Rząd argumentuje, że opóźnienie ETS2 nie naruszy celów klimatycznych Unii, a pozwoli lepiej przygotować się na nowe obowiązki. Polska chce, by środki z Europejskiego Funduszu Klimatycznego – przeznaczone m.in. na termomodernizację budynków i wymianę źródeł ciepła – zaczęły być wydawane od 2027 r., a dopiero trzy lata później, po zakończeniu kluczowych inwestycji, wystartował system ETS2.

Bruksela, pod wpływem presji państw sceptycznych, już zapowiedziała wprowadzenie mechanizmu kontroli ceny ETS2, który ma zapobiegać gwałtownym skokom cen uprawnień do emisji. Jeśli ich koszt przekroczy określony próg (np. 45 euro za tonę), na rynek trafią dodatkowe pozwolenia, by ustabilizować sytuację.

To, zdaniem Bolesty, częściowe zwycięstwo Polski. Teraz celem jest wymuszenie na Komisji Europejskiej, by do początku przyszłego roku przedstawiła projekt rewizji harmonogramu ETS2.

OW

REKLAMA