- Wielopoziomowy system zabezpieczeń GridZon ma zniechęcić złodziei
- Przerwanie drutu alarmowego uruchamia 117-decybelową syrenę i migające światło
- System jest kompatybilny z ładowarkami Alpitronic HYC150/200 i HYC300/400
- Wkrótce pojawią się rozwiązania dla innych producentów
- Nasi amatorzy cudzego mienia również zwietrzyli „biznes”
- Zdewastowana ładowarka, to nawet kilkadziesiąt tysięcy strat dla operatora
Koniec kradzieży – panaceum?
Niemiecki dostawca infrastruktury ładowania, Reload-Solution, opracował wielopoziomowy system zabezpieczeń o nazwie GridZon. To odpowiedź na coraz powszechniejszy problem, z którym borykają się operatorzy szybkich ładowarek w całej Europie.
– Nasz cel był jasny: prostota, bezpieczeństwo i możliwość retrofitu. Żadnej ingerencji w prawne kalibrowanie systemu, żadnej skomplikowanej instalacji, za to maksymalne zabezpieczenie – mówi Jonas Radau, dyrektor zarządzający Reload-Solution, cytowany przez serwis electrive.com.
Wielowarstwowa ochrona
GridZon to coś więcej niż kolejny plastikowy ochronnik. System łączy w sobie kilka rozwiązań. Kabel osłonięty jest pancerzem z tkaniny Dyneema odpornej na cięcie, wewnątrz którego ukryty jest drut alarmowy. Jego przerwanie natychmiast uruchamia głośną, 117-decybelową syrenę i migające światło.
Co kluczowe, system nie wymaga wiercenia czy ingerencji w samą ładowarkę, co zachowuje jej homologację. Całość zamknięta jest w wydrukowanej w 3D stalowej skrzynce zabezpieczonej specjalnymi śrubami – chwali się producent.

Dodatkowo, GridZon oferuje zdalny monitoring poprzez wbudowany moduł eSIM. Operator otrzymuje powiadomienia o próbie kradzieży przez SMS, połączenie lub e-mail. W opcji dostępny jest także lokalizator, który pozwala śledzić skradziony kabel.
Testy już trwają, sprzedaż od stycznia
System jest już kompatybilny z popularnymi ładowarkami Alpitronic HYC150/200 i HYC300/400, a rozwiązania dla innych producentów mają pojawić się wkrótce. Instalacja zajmuje około półtorej do dwóch godzin na stanowisku.
Pierwsze testy terenowe GridZon już trwają w niemieckim Schwerte pod Dortmundem. Dla operatorów zmagających się z regularnymi kradzieżami to może być długo wyczekiwane rozwiązanie. System można już zamawiać, a pierwsze dostawy zaplanowano na styczeń 2026 roku.
Houston – mamy problem!
Fala kradzieży kabli z ładowarek samochodów elektrycznych, która od miesięcy pustoszy stacje ładowania w całej Europie, dotarła także nad Wisłę. Policyjne statystyki potwierdzają niepokojący trend – to już nie pojedyncze incydenty, ale systemowy problem. Dowodem jest głośna sprawa z Dolnego Śląska, gdzie 43-letni recydywista z Legnicy usłyszał siedem zarzutów kradzieży takich przewodów, powodując straty szacowane na 130 tysięcy złotych – donoszą media.

Mężczyzna działał zawodowo – mimo maskowania twarzy podczas kradzieży w Lubinie, policji udało się ustalić jego tożsamość i powiązać go z serią podobnych przestępstw w regionie. Jego zatrzymanie ujawniło skalę zjawiska: kradzieże dotyczyły nie tylko Lubina, ale także Polkowic, a straty sięgały dziesiątek tysięcy złotych za każdym razem. Sprawca, notowany w policyjnych kartotekach, działał w warunkach recydywy, co wskazuje na profesjonalny charakter tego procederu.

Operatorzy infrastruktury ładowania stanęli przed poważnym wyzwaniem – pojedyncza kradzież kabla, szczególnie połączona z dewastacją stacji, może generować koszty sięgające nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych. Policja potwierdza, że podobne incydenty odnotowuje się już w całym kraju, co zmusza do poszukiwania skutecznych systemów zabezpieczeń przed tym nowym rodzajem przestępczości.
OW

