Subsydia do BEV

„NaszEauto” – wehikuł z ograniczonymi perspektywami

Od początku było wiadomo, że budżet jest za wysoki w stosunku do grupy odbiorców - twierdzą eksperci
Źródło zdjęcia: EPL

– Czy program „NaszEauto” okazał się sukcesem?
– Jak prezentuje się kwestia wykorzystania przyznanych środków? Jakie są plany na przyszłość?
– Zapytaliśmy o to Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej
– Sprawdziliśmy też najświeższe dane

„NaszEauto” bez przełomu

Kiedy rząd w lutym 2025 r. uruchamiał program „NaszEauto”, mówiło się o nim jako o przełomie: narzędziu, które pozwoli Polakom realnie przesiąść się do samochodów elektrycznych i przyspieszyć zieloną transformację transportu.

Budżet 1,6 mld zł wydawał się gigantyczny w stosunku do wcześniejszych projektów wsparcia, a dopłaty – sięgające od 18 750 zł dla osób prywatnych po nawet 40 tys. zł dla rodzin z Kartą Dużej Rodziny lub dla klientów z tzw. premią za złomowanie samochodu spalinowego – miały wyrównać różnice cenowe pomiędzy elektrykiem a autem spalinowym. Program ma trwać do czerwca 2026 r.

Sytuacja programu

Obecnie można odnieść wrażenie, że entuzjazm korzystających z dopłat i chętnych na to, by to zrobić, nieco opadł. Coraz częściej pojawiają się głosy o tym, że na wypłatę środków czeka się długo, co stanowi dużą barierę – kupujący muszą bowiem zwykle wyłożyć pieniądze z własnych środków, a dopiero potem otrzymują zwrot części lub całości wkładu.

Zapytaliśmy więc NFOŚiGW o obecną sytuację programu. Jak długo trwa ocena wniosku? Średnio trzy miesiące – odpowiada Fundusz, przy czym w tym czasie uwzględnione są poprawki po stronie wnioskodawcy. Co z aplikacjami, które nie zostaną rozpatrzone przed formalnym końcem programu w czerwcu 2026 r.? Tu również odpowiedź była uspokajająca: wszystkie mają zostać ocenione, a umowy podpisane do końca sierpnia 2026 r.

Po pytaniu o konkretne liczby – ile środków rozdysponowano, ile dopłat faktycznie wypłacono – Fundusz odesłał nas na stronę ze statystykami. Najświeższe dane tam dostępne przedstawiają stan na 3 września. Widzimy, że zatwierdzonych wniosków jest kilkaset, a wypłacone środki liczone są raczej w dziesiątkach milionów, a nie setkach. To pokazuje skalę wyzwań.

Program „NaszEauto” w liczbach (stan na 3 września 2025 r.)

  • Łączna alokacja: 1 181 997 750 zł
  • Stopień wykorzystania środków: 31,7%
  • Wnioski złożone – zakup (bez wycofanych): 3150 na kwotę 101,6 mln zł
  • Wnioski zatwierdzone: 299 na kwotę 9 663 750 zł
  • Wypłacone: 128 na kwotę 4 062 500 zł
  • Wnioski złożone – leasing/wynajem: 9025 na kwotę 272,7 mln zł
  • Wnioski zatwierdzone: 401 na 11 191 532 zł
  • Wypłacone: 219 na 6 139 467 zł

Widać wyraźnie, że leasing i wynajem górują, co jest naturalne, biorąc pod uwagę rosnącą popularność elastycznych form użytkowania auta. To właśnie w tej kategorii pojawiła się największa liczba wniosków i najwięcej zatwierdzonych dopłat. Zakup na własność jest znacznie mniej popularny.

Sprawdźmy jeszcze, jak prezentuje się w liczbach korzystanie z bonusów „za niskie dochody” oraz za złomowanie auta spalinowego.

Osoby fizyczne
– Bonus za złomowanie: 1077 osób
– Bonus dochodowy: 1879 osób

JDG
– Bonus za złomowanie: 315 firm
– Bonus dochodowy: 526 firm

Nowy kurs – „drugi oddech”

Wykorzystanie budżetu jest póki co dość skromne. Jednocześnie, resort klimatu nie czeka na cud i zapowiada zmiany. Od października beneficjentami programu mają być nie tylko osoby prywatne i JDG, ale też szkoły, placówki medyczne, instytucje opiekuńcze, NGO-sy czy nawet parki narodowe. Dla nich przewidziano specjalne progi – do 70 tys. zł na małe dostawczaki i nawet 600 tys. zł na elektryczne minibusy. Komisja Europejska zaakceptowała te zmiany, więc formalnych przeszkód nie ma.

Minister Krzysztof Bolesta podkreśla, że elektryki w Polsce wyszły już z niszy – w lipcu liczba zarejestrowanych aut na prąd przekroczyła 100 tys., a ich udział w rynku nowych samochodów sięgnął 8% – „Elektryki nie są fanaberią, to mainstream” – mówił w rozmowie z PAP.

Gdzie tkwi problem?

Jednocześnie, cena aut EV wciąż pozostaje barierą. Nawet z dopłatą różnica pomiędzy elektrykiem a autem spalinowym bywa dla wielu klientów trudna do zaakceptowania. Do tego dochodzą braki w infrastrukturze ładowania, szczególnie poza dużymi miastami. Polacy kalkulują więc chłodno: dopłata pomaga, ale nie rozwiązuje całości problemów. Bez rozwoju infrastruktury trudno o wielki wzrost liczby EV w Polsce.

Niestety, sam program „NaszEauto” także wciąż ma swoje słabe strony. Firmy, które mogłyby znacząco zwiększyć liczbę elektryków na drogach, zostały z programu w dużej mierze wyłączone.

„NaszEauto” – wehikuł z ograniczonymi perspektywami - image00017

Wiceminister Bolesta jasno mówi: dopłaty nie obejmą flot korporacyjnych ani aut z Chin objętych cłami.

Z tego względu zapewne gdy na stronę trafią już jeszcze świeższe dane o liczbie złożonych wniosków, będzie można zauważyć ich spory wzrost. Obecnie – jak widać np. po wpisach w Internecie – wielu klientów przyspieszyło decyzje o złożeniu wniosku o dopłaty i o zakupie auta EV, ponieważ boją się zmian w przepisach i tego, że według nowych zasad nie dostaną już dopłat np. na Teslę.

Za wysoki budżet?

Eksperci od dawna ostrzegali, że program w obecnym kształcie może się nie sprawdzić. – Od początku było wiadomo, że budżet jest za wysoki w stosunku do grupy odbiorców – mówił Jakub Faryś z PZPM. Paweł Wideł ze Związku Pracodawców Motoryzacyjnych dodaje: – Skoro 80 proc. zakupów elektryków w Polsce realizują firmy, a program kierowany jest głównie do osób prywatnych i mikroprzedsiębiorców, trudno oczekiwać pełnego sukcesu.

Termomodernizacja skorzysta?

Co może stać się z pieniędzmi na dopłaty, jeśli nie będą wykorzystane na wsparcie zakupu aut EV? Przypomnijmy: program „NaszEauto” jest finansowany ze środków Krajowego Planu Odbudowy (KPO), czyli unijnego funduszu odbudowy po pandemii. Polska ma określony czas i zasady na wydanie tych pieniędzy.

Jeżeli środki zaplanowane na dopłaty do elektryków nie zostaną w pełni wykorzystane, istnieje ryzyko, że część puli wróci do Brukseli. Rząd chce tego uniknąć, dlatego Ministerstwo Klimatu i Środowiska sygnalizuje, że niewykorzystane miliardy mogą zostać przesunięte na inne cele, np. termomodernizację szkół.

To nie jest przypadkowy wybór. Modernizacja energetyczna budynków edukacyjnych także wpisuje się w cele klimatyczne UE – zmniejsza emisje, poprawia efektywność energetyczną i pozwala na szybkie wykorzystanie środków, bo projekty są gotowe i łatwe do wdrożenia. Innymi słowy, jeśli Polacy nie zgłoszą się masowo po dopłaty do aut, rząd będzie wolał skierować te pieniądze tam, gdzie gwarancja rozliczenia z Komisją Europejską jest większa.

Taki scenariusz oznaczałby jednak, że „NaszEauto” straci impet i szansę na odegranie kluczowej roli w rozwoju elektromobilności. Zamiast zmiany floty pojazdów na bardziej ekologiczną, priorytetem stanie się energooszczędność budynków. Z punktu widzenia państwa to pragmatyczne rozwiązanie, ale dla rynku motoryzacyjnego – sygnał, że bez korekt w zasadach dopłat Polska może zaprzepaścić okazję do realnego przyspieszenia transformacji transportu.

Co dalej?

Program „NaszEauto” jest na zakręcie. Z jednej strony to wciąż największy w historii Polski pakiet dopłat do elektromobilności. Z drugiej – pół roku od startu liczby nie kłamią: dynamika jest za słaba, a miliardy złotych są zagrożone. Rozszerzenie programu na nowe grupy odbiorców to krok we właściwym kierunku, ale dopiero praktyka pokaże, czy wystarczy, by rozruszać rynek.

Jeśli nie, „zielony” miliard z KPO może trafić nie do kierowców, a do szkół w ramach termomodernizacji. I choć oba cele są ważne, to wizerunkowo będzie to przyznanie, że największy program dopłat do elektryków w Polsce nie spełnił pokładanych w nim nadziei.

PMA

REKLAMA