Do tej pory Jeep nie był skory do elektryfikacji swoich modeli. Choć pojawiały się warianty typu plug-in to nie zdobyły one uznania tłumów. Teraz ma się to teoretycznie zmienić, gdyż popularna (i kultowa) marka samochodów terenowych postanowiła powalczyć o klienta w najbardziej zatłoczonym segmencie – B-SUV.
Wizualny magnes
Już sama nazwa przyciąga uwagę. „Avenger”, czyli w dosłownym tłumaczeniu mściciel ma być idealnym wozem dla europejskich klientów. Jego stylistyka jest stonowana i nie zaskakuje w obecnych czasach. Pojawiły się 7 elementowy grill (w wersji elektrycznej jest plastikowy), są smukłe reflektory przednie typu LED stanowiące jeden ciąg z atrapą chłodnicy i dość mocno jak na gabaryty samochodu napompowane zderzaki. Z tyłu zaś mamy typową klasykę od Jeepa, którą mogliśmy poznać choćby w takich modelach jak Renegate.
Trzeba jednak wprost powiedzieć, że bryła Avengera o długości 4084 mm i wysokości 1528 mm może się podobać. Auto zachowuje dobre proporcje dzięki dużej liczbie czarnych i aluminiowych wstawek wygląda bojowo, mimo że nie posiada napędu na obie osie, tylko jak przystało na grupę Stellantis rozbudowany system zarządzania układem antypoślizgowym.
To, co jednak może cieszyć to nawiązanie to historii marki. Nowy model, podobnie jak wcześniejsze propozycje koncernu, ma ich naprawdę wiele. Na szybie czołowej i tylnej znajdziemy małe rysunki Willisa, a w przednim zderzaku ukryto popularny znaczek koncernu (przód od Willisa). Są też grawery auta w uchwytach do otwierania drzwi. To tylko kilka z przykładów jakie można znaleźć w nowym produkcie Jeepa.
Mogłoby być lepiej
Jak już przeszliśmy do wnętrza należy zaznaczyć, że jest ono dość plastikowe. Nie oczekuję zbyt wiele, jednak za kwotę 185 tysięcy (a mówimy o wariancie podstawowym) można chcieć więcej. Dotyczy to zwłaszcza deski rozdzielczej. Fakt, jest ona użyteczna i posiada szereg przydatnych schowków i półek, a nawet ciekawie zaplanowaną iluminację świetlną, to jednak przez twardość wykorzystanego do jej produkcji plastiku ma się poczucie, że bliżej Avengerowi do samochodu dostawczego, a nie osobowego. Jeszcze bardziej niezrozumiałą kwestią jest schowek w tunelu centralnym, który teoretycznie ma składaną klapkę magnetyczną. Jest to mało praktyczne rozwiązanie, które nie bez powodu przez 99 proc. czasu jest zdjęte. Szczerze mówiąc w wariancie testowym nawet nie wiem czy była dołączona – to tylko potwierdza jej bezużyteczność. Na pochwałę natomiast zasługuje ergonomia wnętrza oraz wygodne fotele, które nawet podczas długich podróży zapewniają komfort na wysokim poziomie.
Wśród kolejnych zalet bez wątpienia wymienić można również dobrze dostosowany wieniec kierownicy, który swoją grubością zapewnia dobre trzymanie w dłoniach, jak też czytelny infotaitment, który mogliśmy już poznać w modelu Fiat 500e. Szkoda tylko, że ekran w sam sobie nie jest trochę większy, co nieco bardziej wpisywałoby się w obecne trendy rynkowe.
Kilka kilowatodzin więcej
Mówiąc o trendach, to Jeep zrobił dobry ruch proponując wariant elektryczny i to z powiększonym akumulatorem, choć jedynie o 4 kWh (teraz jest 50,8 kWh netto) … nie przełożyło się to znacząco na zasięgi, ale bez problemu w okresie letnim przejedziemy tym autem 300-330 km, co uważam za rozsądny zasięg biorąc pod uwagę jego parametry. Jeden silnik napędzający przednie koła generuje 156 KM (115 kW) oraz 260 Nm momentu obrotowego. Przy masie samochodu 1595 kg osiągnięcie 100 km/h zajmuje 9 sekund, a prędkość maksymalna to 150 km/h.
Nie jest to więc demon prędkości i przyspieszeń. Jednak jazda nim należy do przyjemnych. Oczywiście nie ma ultraprecyzyjnego układu kierowniczego czy zawieszenia pneumatycznego, które sprawia, że “płynie” się po drodze, ale zachowuje dobre proporcje pomiędzy sztywnością i tłumieniem nierówności. Co ważne ten samochód pod żadnym względem nie męczy. Jest kompanem kierowcy mimo swoich niedociągnięć i bolączek.
Podobnie jest w przypadku ładowania. Moc szczytowa określona została na 100 kW w przypadku korzystania z szybkich stacji ładowania DC. Dzięki temu do 80 proc. (z poziomu około 10 proc.) naładujemy się w plus minus 30 min. Z kolei przy wykorzystaniu stacji AC o mocy 11 kW (taką moc obsługuje wbudowana ładowarka prądu przemiennego), czas ładowania od 0 do 100 proc. zajmie 5,5 godziny. Oczywiście te wartości mogłyby być lepsze jednak jak na przedstawiciela segmentu B-SUV jest to klasyczne rozwiązanie.
Prosto z Polski
Nie będę ukrywał Jeep Avenger z mojego punktu widzenia jest ważnym samochodem nie dlatego, że jest pierwszym elektrycznym Jeepem, ale dlatego, że (wraz z dwoma nadchodzącymi modelami od Fiata i Alfy Romeo), produkowany jest w Tychach. Można więc powiedzieć, że jest to po części narodowy pojazd, co już na samym wstępie podnosi jego rangę w segmencie – przynajmniej mentalnie.
Cenowo oderwany
Choć wiele elementów Jeepa przypadło mi do gustu i mimo jego wad nadal uważam, że jest to całkiem dobre auto, to jego zabójcą sprzedażowym jest cena. Wariant podstawowy startuje od ok. 185 tys. zł. za odmianę testową trzeba wydać ponad 220 tys. zł. Jest to nieakceptowalna kwota, biorąc pod uwagę jakie samochody można kupić w tej cenie i to elektryczne. Nie dziwi mnie zatem fakt, że strategia udostępnienia na szeregu rynkach Europy jedynie wariantu elektrycznego spaliła na panewce. Szkoda, bo to mógłby być hit wśród małych SUVów, a tak nadal patrzymy z nadzieją na nadchodzące Volvo EX30.
Maciej Gis