Ograniczone zasięgi aut elektrycznych i wciąż niedostatecznie rozwinięta infrastruktura do ładowania – oto czynniki, które kierowcy najchętniej wskazują jako słabe strony elektromobilności. Ale to nie koniec problemów. Sama infrastruktura ładująca też potrafi napsuć użytkownikom aut EV sporo krwi. Mnogość operatorów ładowarek potrafi zakręcić w głowie. Po podjechaniu do danej stacji należy wyjąć z portfela odpowiednią kartę, by rozpocząć ładowanie. Alternatywą może być konto w aplikacji, ale trzeba ją wcześniej ściągnąć i się zarejestrować. To wszystko może być problematyczne, zwłaszcza gdy wybieramy się w daleką, nieznaną trasę. Wszystko trzeba wcześniej zaplanować, postarać się o założenie kont i ich skonfigurowanie. Karty RFID można z kolei zgubić, a przestępcy relatywnie łatwo mogą także skopiować tego typu przedmiot. Niestety, tankowanie auta spalinowego wydaje się na tle tych problemów bajecznie proste.
Na szczęście, sytuacja już się zmienia. Nowe ładowarki są tworzone zgodnie z wytycznymi Komisji Europejskiej, według których na urządzeniu musi znaleźć się terminal do kart płatniczych. Robi tak np. popularny w Polsce Greenway. To rozwiąże problemy, ale istnieją także technologie, które nie wymagają nawet wyciągania karty z portfela. Jedyne, co musi zrobić kierowca po podjechaniu do ładowarki, to podłączyć kabel. Cały proces jest więc jeszcze prostszy niż tankowanie na stacji benzynowej. Jak to działa? I o jakich rozwiązaniach mówimy? Czas na wyjaśnienie.
Po pierwsze – Autocharge
To technologia rozwijana między innymi przez holenderską sieć Fastned. Ma swoje punkty m.in. w Niemczech i we Francji. W planach firmy jest również stworzenie ładowarek w Polsce.
Jak to działa? Z punktu widzenia kierowcy wszystko jest naprawdę proste. Mówimy o autoryzacji dokonywanej „po kablu” – faktycznie wystarczy więc podłączyć kabel, a ładowanie rozpocznie się automatycznie. Dotyczy to samochodów obsługujących standard CCS (czyli AC ani CHAdeMO nie wchodzi w grę). Po zakończeniu ładowania procedura jest równie nieskomplikowana. Po prostu odłącza się kabel i odjeżdża.
Ładowarka pobiera z auta adres MAC. To ten sam sposób, w jaki mogą „legitymować” się np. komputery. Ładowarka wysyła adres MAC do systemu zarządzania. Tam sprawdzane jest, czy pojazd jest połączony z kontem u dostawcy usługi. Jeśli tak, rozpoczyna się ładowanie. Po jego zakończeniu, system obciąża konto dostawcy ładowania, a ten rozliczy się z użytkownikiem. W jaki sposób? Do wyboru jest kilka sposobów płatności. Zależnie od potrzeb i możliwości użytkownika, można ustawić wszystko w taki sposób, by pieniądze automatycznie schodziły z konta lub by na koniec miesiąca przygotowywano zbiorczą fakturę za wszystkie ładowania wszystkich aut we flocie. Kto może być dostawcą usługi? Np. Digital Charging Solutions, obsługujący karty do ładowania wydawane przez BMW, Hyundaia, Kię, Mercedesa, Audi czy Fiata. Czy jakieś auta nie mogą być ładowane z użyciem usługi Autocharge? Owszem – mowa o modelach z koncernu VAG, ponieważ zmieniają one adresy MAC.
Autocharge ma też wady
Nie chodzi tu tylko o fakt, że w tej chwili (jeszcze) żaden z popularnych na polskim rynku operatorów ładowarek nie oferuje tej usługi i aby skorzystać z Autocharge trzeba pojechać za naszą zachodnią granicę. Mowa także o kwestii bezpieczeństwa. Adres MAC nie jest tak prosty do skopiowania, jak karty RFID, ale wciąż jest to możliwe – i się zdarza. Skutkiem może być skorzystanie z ładowania na cudze konto. Niektóre sieci – jak np. Ionity – właśnie z tego powodu nie chcą sięgać po Autocharge. Czy istnieje bezpieczniejsza alternatywa? Owszem.
To Plug & Charge, czyli „podłącz i ładuj”
Z punktu widzenia kierowcy wszystko działa tu tak samo, jak przy Autocharge. Dokładniej: podjeżdża się do ładowarki, podłącza kabel i ładuje. Prościej być nie może – choć mechanizmy, jakie kryją się w tle, nie są aż tak proste i mówimy o bardziej zaawansowanym technologicznie rozwiązaniu.
Zamiast odczytywania adresu MAC samochodu, system wykorzystuje tu cyfrowe klucze dostępu. Służą one do bezpiecznej komunikacji w ekosystemie pojazdów EV, w ramach standardu ISO 15118. Skąd wziąć taki klucz? Samochód musi mieć go wgranego, ale jest już tak w przypadku większości nowych aut dostępnych na rynku.
Jakie marki obsługują już teraz Plug & Charge? To m.in. Ford (Mach-E oraz E-Transit) za pośrednictwem usługi Blue Oval realizowanej przez DCS (przykładowo, w Mustangu Mach-E należy w aplikacji FordPass przesunąć przycisk „Plug&Charge”, by aktywować cyfrowy klucz dostępu), Mercedes (EQS, EQE, EQA), BMW (i5, iX, i7), Hyundai (Ioniq 5 i Ioniq 6 – usługa Charge MyHyundai), Volkswagen (cała gama ID) ze swoim WeCharge, Porsche (Taycan), Skoda (Enyaq), Audi (e-tron, Q4 e-tron) czy Cupra (Born) z CUPRA Easy Charging, a także Kia, oferująca usługę dla klientów na model EV9. Najnowszym „współpracującym” modelem jest Volvo EX90.
Interesując się danym samochodem, warto jednak sprawdzić, czy współpracuje z tą usługą. Przykładowo, Plug & Charge działa w Audi Q4 e-tron, ale już w starszym A3 e-tron skorzystanie z takiego ładowania nie będzie możliwe. Podobnie w przypadku Volvo – EX90 „działa”, ale C40 już nie. Z kolei marka Renault planuje dołączenie do usługi dopiero w 2024 roku.
Z jakich stacji ładowania można korzystać w ramach Plug & Charge? To zależy od tego, jakie ładowarki obsługuje dana aplikacja samochodu. Z Plug & Charge korzysta m.in. IONITY (już od 2021 roku), a lada chwila dołączy do niego Ekoen. „Ekoen jest pierwszym polskim operatorem, który umożliwi ładowanie pojazdów elektrycznych w standardzie Plug & Charge na swoich wielostanowiskowych hubach ultraszybkiego ładowania. Do końca bieżącego roku planuje uruchomić łącznie 7 hubów o całkowitej mocy blisko 10 MW” – powiedział na tegorocznym Kongresie Nowej Mobilności Tomasz Siedlecki, dyrektor firmy, cytowany przez isbtech.pl. W Niemczech funkcja działa np. na ładowarkach firmy Aral. O tym, czy dana stacja jest kompatybilna z Plug & Charge można dowiedzieć się z aplikacji samochodu.
Autocharge i Plug & Charge – wady i zalety
Kierowcy aut innych marek, niż Tesla, od dawna zazdrościli posiadaczom amerykańskich wozów łatwości korzystania z ładowarek. Po podjechaniu do Superchargera obsługa ładowania i płatności jest bardzo prosta. Teraz, za sprawą rozwoju opisywanych technologii, podobnie mogą poczuć się także osoby jeżdżące wieloma pozostałymi samochodami.
Obydwie technologie wciąż są w fazie rozwoju. Ze względu na ograniczony poziom cyfrowego bezpieczeństwa zapewniany przez Autocharge, należy się jednak spodziewać, że kariera tego rozwiązania może być relatywnie krótka. Należy traktować je raczej jako fazę przejściową. Dużo większe nadzieje warto wiązać z Plug & Charge. Oglądając dany model auta elektrycznego (a także hybrydy plug-in – na ładowanie takich pojazdów z użyciem Plug & Charge pozwala m.in. Mercedes) warto spytać, czy obsługuje już to rozwiązanie i ma odpowiedni, cyfrowy klucz. Ładowanie bez konieczności używania dodatkowych kart i aplikacji to wielka wygoda, znacznie poprawiająca komfort korzystania z samochodu elektrycznego. Obecne słabe strony tego rozwiązania (nie każda ładowarka i nie każdy samochód współpracują z Plug & Charge) w perspektywie najbliższych lat będą tracić na znaczeniu. Ładowanie będzie stawać się coraz prostsze, niezależnie od technologii, operatora i innych czynników.
Autor: Mikołaj Adamczuk