Różne środki transportu
Uczestnicy testu mieli do pokonania trasę kilkunastu kilometrów z metą w okolicach Ronda Daszyńskiego, startując z kilku punktów na mapie Warszawy. Były to między innymi – Targówek, Mościska, Mysiadło, Bemowo czy Gocławek. Trasę testu można było pokonać kilkoma różnymi środkami transportu – komunikacją miejską, rowerem tradycyjnym i elektrycznym, skuterem, motocyklem czy samochodem, zarówno elektrycznym jak i spalinowym.
Elektryki zajęte. Wybór padł na Veturillo
Startując z Targówka, zdecydowałem się na rower elektryczny Veturillo. Przy rosnącej popularności e-bike’ów w naszym kraju postanowiłem przekonać się, czy zapewni mi komfortowy dojazd w chłodny poranek. Niestety okazało się, że tuż po godzinie 8 w promieniu kilku kilometrów wszystkie dostępne rowery elektryczne zostały wypożyczone – pozostał zatem tradycyjny miejski rower.
Trasa nie była wymagająca, choć nagle urywające się ścieżki rowerowe były dla mnie pewnym wyzwaniem, zwłaszcza że pokonywałem ten odcinek rowerem po raz pierwszy. Mniej więcej w połowie trasy musiałem wymienić swój rower na inny model – siodełko odmówiło współpracy, na czym straciłem kilka minut.
Tłok na ścieżkach
W międzyczasie obserwowałem, jak z minuty na minutę coraz mocniej korkowały się warszawskie ulice i … ścieżki rowerowe! Zwłaszcza w okolicach ścisłego centrum, na niektórych ścieżkach trzeba było zdecydowanie zwolnić. Być może nie odbiło się to w znaczący sposób na czasie przejazdu (i tak trzeba odstać swoje na światłach), tłok na rowerowych arteriach jednak był dość zaskakującym widokiem, biorąc pod uwagę fakt, że termometry o poranku pokazywały jedynie 13 stopni. Widać, że popularność przemieszczania się jednośladami wzrasta, a aura na rowerzystach nie robi wielkiego wrażenia.
Auto elektryczne najszybsze
Cała podróż zajęła mi ostatecznie około 45-50 minut i zakładałem, że będę jedną z pierwszych osób, które ukończą test (nie licząc oczywiście samochodu elektrycznego oraz skuterów)
Na metę nie dotarłem jako pierwszy, nie byłem jednak ostatni. Zdecydowanie najszybciej, bo w około 20 minut, do celu dojechał samochód elektryczny, a chwilę po nim skuter. Zdecydowaną przewagą elektryka była możliwość poruszania się po buspasach, dzięki czemu mógł on ominąć stojące w ogromnych korkach samochody z napędem konwencjonalnym. Jeszcze przed ogłoszeniem oficjalnych wyników dotyczących cen przejazdów oraz wyemitowanych przy okazji emisji, można postawić tezę, że podróż samochodem elektrycznym była tańsza. Na podstawie ubiegłorocznej, pierwszej edycji Wielkiego Testu Mobilności Miejskiej wyliczono, że codzienna jazda do pracy elektrykiem może być w ostatecznym rozrachunku tańsza niż … miesięczny bilet komunikacji miejskiej!
Rower to dobra alternatywa
Jak w teście wypadł tradycyjny rower? To świetna alternatywa dla poruszania się samochodem czy komunikacją miejską, jeśli pozwala na to pogoda. Podróż była przyjemna, również z korzyścią dla zdrowia. Na metę dojechałem rozbudzony i „dotleniony” (w miejskich warunkach, to może stwierdzenie trochę na wyrost), co przed dniem pełnym wyzwań w pracy okazało się zdecydowaną zaletą.
Jeszcze szybciej, niż rower tradycyjny, na mecie pojawił się rower elektryczny – i to właśnie tym środkiem transportu najchętniej podróżowałbym każdego dnia po zatłoczonych ulicach Warszawy. Równie dobrym rozwiązaniem jest też możliwość dojazdu rowerem do najbliższej stacji metra, którym ominiemy poranny szczyt komunikacyjny.
Mikromobilność z przyszłością
Na oficjalne dane prezentujące koszty, emisje i czas przejazdu jeszcze trzeba poczekać – już teraz jednak wiem, że mikromobilność w Polsce ma się coraz lepiej. Przy regularnej rozbudowie infrastruktury rowerowej, stałym powiększaniu oferty wynajmu jednośladów i hulajnóg na minuty, zatłoczony autobus czy nawet samochód nie są jedynymi opcjami dojazdu do pracy. Warto zatem sprawdzić, co nam się najbardziej opłaca i co jest dla nas najbardziej komfortowe. To między innymi było głównym celem Wielkiego Testu Mobilności Miejskiej. Oficjalne wyniki Testu przedstawimy oczywiście na naszym portalu.
Jan Wiewiór