Test elektromobilnych

Test: MINI Cooper SE – z Warszawy do Łodzi i z powrotem na jednym ładowaniu?

Dobre prowadzenie MINI Cooper SE jest okupione kompromisem komfortu resorowania. Za to frajda z jazdy jest gwarantowana
Źródło zdjęcia: Błażej Buliński

Najmniejszy, najsłodszy i najbardziej radosny z elektryków BMW Group, dzięki chińskiej technologii, oferuje znacznie lepsze parametry niż poprzednia generacja. MINI Cooper SE zachował przy tym kieszonkowe wymiary, unikalny styl oraz zadziorne prowadzenie. Ale czy nadaje się na wycieczki poza miasto? Skoro fabryka obiecuje nawet 402 km zasięgu – trzeba to sprawdzić.

  • W teście sprawdziłem realne zużycie MINI Coopera SE na trasie Warszawa-Łódź-Warszawa, a także w mieście, na drodze ekspresowej i krajowej
  • W teście ładowania MINI Cooper SE rozwinął maksymalną moc ok. 87 kW, a uzupełnienie 10–80% SoC trwało 27 minut
  • Sztywne zawieszenie kontra gokartowe prowadzenie – charakterystyka jazdy jest typowa dla MINI, mimo konstrukcji opracowanej wspólnie z chińskim Great Wall Motor
  • Multimedia: wreszcie polski asystent głosowy, system infotainment jest bardzo rozbudowany
  • Ceny MINI Cooper SE w Polsce – od 164 000 zł, testowana wersja ok. 200 000 zł

Kiedy testowałem MINI Coopera SE poprzedniej generacji na mojej standardowej trasie testowej liczącej 160 km, miałem obawy, czy starczy zasięgu, by pokonać całą pętlę. Obawy były uzasadnione nie tylko deklarowanym wówczas zasięgiem 234 km wg WLTP, lecz także raczkującą infrastrukturą ładowania na trasie testowej. Skończyło się oczywiście na uzupełnieniu prądu po drodze, „range anxiety” wziął górę.

Dziś sprawy mają się zupełnie inaczej, „range anxiety” brzmi prawie jak określenie z innej epoki. Nowe MINI Cooper SE ma niemal dwukrotnie większą baterię o użytecznej pojemności 49,2 kWh i deklarowany zasięg do 402 km (w testowanej specyfikacji – 388 km). To wartość, która w mieście pozwala omijać ładowarki przez tydzień i nawet planować okazjonalne wypady za miasto.

MINI Cooper SE na „trasce” Warszawa – Łódź

Służbowe obowiązki wezwały mnie podczas testu MINI Coopera SE do Łodzi. 132 km w jedną stronę z Warszawy, chłodna aura 5°C, SoC 100% na starcie i… 248 km prognozowanego zasięgu po ustawieniu celu podróży na starcie. Nawigacja szacowała, że u celu pozostanie mi 47% baterii. Czyli bez ładowania się jednak nie obędzie.

W rzeczywistości po dotarciu do Łodzi w baterii zostało 43% i zasięg 106 km – nawigacja nie doszacowała warunków, a zużycie wyniosło 20,4 kWh/100 km. Na samym odcinku autostrady A2, przy prędkości 100-140 km/h, MINI Cooper SE potrzebował 22,0 kWh/100 km. Wraz z trasą powrotną zużycie wyniosło 20,4 kWh/100 km.

W drodze powrotnej z Łodzi do Warszawy niezbędny był oczywiście postój na stacji ładowania. Mimo aktywnego podgrzewania akumulatora, przy starcie ładowania od 30% SoC, Mini nie osiągnęło deklarowanej maksymalnej mocy ładowania 95 kW.

Także w osobnym teście ładowania na stacji EkoEn na warszawskim Okęciu, maksymalna moc ładowania wyniosła 87 kW przy ok. 30%. Realny czas ładowania od 10 do 80% to 27 minut – z tym można żyć, nawet jeśli trzeba się udać MINI Cooperem w wycieczkę wymagającą postoju na ładowanie.

MINI Cooper SE – testowe zużycie i zasięg

WarunkiZużycieTeoretyczny zasięg
Miasto, zużycie z kilku dni 2-7°C20,4 kWh/100 km241 km
Trasa podmiejska, 50-90 km/h, 6°C14,9 kWh/100 km330 km
Droga ekspresowa, 120 km/h, 6°C19,2 kWh/100 km256 km
Autostrada, 140 km/h, 6°C24,7 kWh/100 km199 km
Warszawa-Łódź, 5°C20,4 kWh/100 km241 km
Łódź-Warszawa, 5°C19,9 kWh/100 km247 km

Zawieszenie z naciskiem na prowadzenie, a nie komfort

MINI Cooper SE oczywiście nie zostało stworzone z myślą o podróżowaniu na dalekich dystansach, ale zrobiło pod tym względem znaczący krok naprzód. Jego rewir to miasto, szczególnie te modniejsze okolice. Niestety nawet tam można spotkać progi spowalniające i nierówności asfaltu. Na nich we znaki daje się bardzo sztywne zestrojenie zawieszenia.

Bez twardego zawieszenia nie ma gokartowego prowadzenia – to jasne. Ale to bardzo sztywne tłumienie nierówności trzeba naprawdę lubić. Na uskokach asfaltu, pofalowaniach jezdni (np. w tunelu POW) i gumowych progach MINI aż podskakuje.

Skręca chyżo, jeździ zwinnie

Jasną stroną tego medalu pozostają jednak niezwykle bystre i precyzyjne reakcje na ruchy kierownicą. Nawet na zimowych oponach MINI Cooper SE zwinnie pokonuje zakręty. Masa własna z kierowcą wynosi 1680 kg – sporo jak na auto mierzące 3,86 m długości i standardy MINI, ale dzięki nisko umieszczonemu środkowi ciężkości ten parametr nie wychodzi na pierwszy plan.

Do dynamicznej jazdy zachęca też moc 218 KM – puszczone na przednie koła zapewniają sprint w 6,7 s 0-100 km/h. Póki asfalt jest suchy, trakcja jest bardzo dobra, system kontroli trakcji reguluje błyskawicznie.

Rekuperacja i tryby jazdy – jest w czym wybierać

Charakterystykę rekuperacji można regulować w menu (3 ustawienia stałe plus adaptacyjny) lub selektorem kierunku jazdy (tryb D lub B, który umożliwia jazdę jednopedałową). Wrażenia z jazdy mogą być wzmacniane przez generator dźwięku. Syntetyczne brzmienia napędu zmienia się w zależności od wybranego „Experience” – niektóre z tych trybów, jak np. Go-Kart czy Green czy Timeless, mają także wpływ na reakcję napędu na pedał przyspieszenia czy wspomaganie kierownicy. Większość jednak sprowadza się głównie do zmiany wyglądu grafiki na ekranie – jest kolorowo, dowcipnie i to pasuje do MINI.

„Hey MINI, nudzi mi się!”

Trudno nie zakochać się w minimalistycznym stylu deski rozdzielczej nawiązującego wprost do pierwowzoru z lat 60. Okrągły ekran, rząd kilku fizycznych przełączników. Niestety czar trochę pryska, kiedy przychodzi do sterowania poszczególnymi funkcjami – niemal wszystko wymaga bowiem klikania na ekranie.

MINI nareszcie oferuje obsługę głosową w języku polskim. To duże ułatwienie, komendy można formułować swobodnie. Nie znaczy to co prawda, że wirtualny asystent zawsze zrobi to, o co go prosimy. Ale na hasło „Hey MINI, nudzi mi się!” odpowie „OK, włączam Go-kart Mode!”. Takich zaskakujących sztuczek MINI potrafi więcej.

Rewelacyjny ekran z ogromem informacji

Sam ekran ma wysoką rozdzielczość, przytomnie reaguje na dotyk i graficy dali popis kreatywności – jednak ilość informacji przytłacza i trzeba się do tego dość długo przyzwyczajać. Ilość funkcji i aplikacji, które można ściągać, również robi wrażenie, choć testowany egzemplarz niestety nie miał wykupionego pakietu danych, który pozwalałby wykorzystać multimedialny potencjał.

Kompromisowym rozwiązaniem jest ekran head-up z projekcją na wysuwanej szybce. Jest to „Ersatz” zarówno zegarów za kierownicą jak i klasycznego wyświetlacza HUD, z projekcją na szybie. Warto go jednak mieć w swoim MINI, żeby nie musieć odczytywać informacji o prędkości czy wskazaniach nawigacji wyłącznie z centralnego ekranu.

Przytulną atmosferę robią materiałowe obszycia deski rozdzielczej i boczków drzwi. Dwukolorowa dzianina z recyklingu okazuje się jednak zaskakująco twarda w dotyku – to szczególnie nieprzyjemne, kiedy opiera się łokieć na boczku drzwi. Szkoda, że nie podłożono w tym miejscu miękkiego materiału. Prawy łokieć kierowca może oprzeć na gumowym podłokietniku, ale pasażer już z niego nie skorzysta.

Fotele zaskakują

Fotele nie tylko elegancko wyglądają, mogą być elektrycznie sterowane, co sprawdza się świetnie, kiedy z auta korzysta kilku kierowców. Siedzenia testowanego egzemplarza okazały się też bardzo wygodne. W porównaniu do foteli ze zintegrowanymi zagłówkami, które występują w pakiecie JCW, zdecydowanie preferuję te z regulowanymi zagłówkami, które miał testowany egzemplarz. Szkoda tylko, że nie mają dwuosiowej regulacji, są dość mocno pochylone do przodu.

Tył w MINI Cooper SE: mało kto skorzysta, ale warto wiedzieć, że…

Jak nietrudno się domyślić, zdecydowanie gorsze warunki panują z tyłu. Dorosłym bardzo brakuje miejsca na kolana, nieco lepiej wygląda sytuacja nad głową. Isofixy są, ale umieszczenie dziecka w foteliku będzie wymagało przesunięcia przedniego fotela pasażera mocno do przodu.

Trzydrzwiowy hatchback to dziś bardzo rzadki gatunek – wygląda świetnie, ale tylne siedzenia należy traktować jako backup. Także wsiadanie do tyłu, mimo daleko odsuwających się przednich foteli, wiąże się z wyrzeczeniami. O ile spalinowa wersja występuje w wariancie 5-drzwiowym, tak w przypadku elektryka 5-drzwiowe nadwozie ma większy Aceman. Na małe potrzeby rodzinne i tak najlepszy będzie Countryman.

Bagażnik: po MINI Cooperze raczej nikt się nie spodziewa dużych zdolności transportowych. Docenić należy możliwość schowania przewodów ładowania pod regulowaną podłogą bagażnika – ale jego całkowita pojemność wynosi raptem 210 litrów. Weekendowa wycieczka w dwie osoby jest możliwa, złożenie oparć kanapy pozwoli nawet zabranie większych walizek.

Ile kosztuje MINI Cooper SE?

Elektryczne MINI z mniejszą baterią kosztuje od 146 500 zł. Testowana wersja SE startuje od 164 000 zł, a w linii stylistycznej Classic i z pakietem opcji XL, w które był wyposażony testowany egzemplarz, cena rośnie do 200 tys. zł. Kultowy styl ma swoją cenę, mimo tego, że produkcja elektrycznego MINI Coopera odbywa się obecnie w Chinach. Konstrukcja tego modelu jest bowiem wspólnym dziełem BMW Group i Great Wall Motor.

Podsumowanie

MINI Cooper SE stawia swojego poprzednika w cieniu pod względem zasięgu i rozwiązań technologicznych. Stylistycznie trzyma klasyczny, uwielbiany fason, jednak do minimalistycznej koncepcji obsługi i ekranu przeładowanego informacjami trzeba się przyzwyczaić.

Aby nie musieć odrywać zbyt często uwagi od prowadzenia, trzeba się przekonać do sterowania głosowego albo mieć bardzo podzielną uwagę. Właściwości jezdne są zgodne z aspiracjami marki, ale dobre prowadzenie jest niestety okupione kompromisem komfortu resorowania. Za to frajda z prowadzenia jest gwarantowana.

Błażej Buliński

Fot. Autor

REKLAMA