- „Minimalizm” w Chinach jest pojęciem obcym
- Do października br. w tym kraju funkcjonowało ponad 18,5 mln punktów ładowania
- 14 mln z nich stanowiły prywatne punkty uzupełniania energii
- Ich przyrost rok do roku? Niemal 60 %!
- Jak na tym tle wygląda infrastruktura ładowania w Europie i USA? Marnie, to mało powiedziane
Chińczycy stawiają ładowarki. W milionach
Pod koniec października 2025 roku Chiny mogły się pochwalić ponad 18,6 milionami punktów ładowania. To nie jest literówka. Mowa o osiemnastu milionach sześciuset pięćdziesięciu tysiącach „pistoletów”, jak nazywa je tamtejsza administracja.
Aż trudno uwierzyć, że to wzrost o 54 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Gdy myślimy o ładowaniu, przed oczami stają nam publiczne stacje. Tymczasem siła Chin tkwi w prywatnych gniazdach. To one stanowią lwią część całej infrastruktury – aż 14,1 miliona, odnotowując przy tym zawrotny wzrost na poziomie 59,4 proc. r/r. Publicznych „pistoletów” jest „zaledwie” 4,5 miliona, ale i ten wynik, z 39-procentowym wzrostem, każe się nisko kłaniać.

Co te liczby oznaczają w praktyce? Gdy na chińskich drogach jeździ około 36,9 miliona „pojazdów nowej energii” (NEV), stosunek aut do ładowarek wynosi około 2:1. Na każdą publiczną ładowarkę przypada około 8 samochodów. To poziom, o jakim na razie w Europie czy Ameryce można pomarzyć – wylicza serwis thedriven.io.
A jak wygląda reszta świata?
No właśnie! Europa z oporami przeskoczyła psychologiczną barierę miliona publicznych ładowarek. Pod koniec drugiego kwartału 2025 roku było ich około 1,05 miliona. To niewątpliwy powód do optymizmu, zwłaszcza że szybkie ładowarki DC przybywają w imponującym tempie – 41 proc. wzrostu w skali roku.
Mimo to, kontynent pozostaje mocno zróżnicowany. Niderlandy, Niemcy i Francja ciągną statystykę w górę, podczas gdy inne kraje wciąż raczkują. Ten milion to wciąż kropla w morzu potrzeb, ale pokazuje, że kierunek jest właściwy – wylicza Międzynarodowa Agencja Energii (IEA).

Prawdziwym zaskoczeniem może być sytuacja za oceanem. Stany Zjednoczone, globalny gigant motoryzacyjny, w kwestii publicznej infrastruktury ładowania plasują się… na poziomie jednego, dużego chińskiego miasta.

Według danych z lipca 2024 roku, w całych Stanach Zjednoczonych jest około 181 tysięcy publicznych punktów ładowania. To mniej niż 10 proc. tego, co oferują kierowcom publiczne ładowarki w Chinach. Kalifornia, niczym zielona wyspa na konserwatywnym paliwowo kontynencie, skupia u siebie ponad jedną czwartą całej amerykańskiej infrastruktury – wylicza z kolei serwis evboosters.com.
A u nas jak to wygląda? 11,3 tys. – tyle ogólnodostępnych punktów ładowania pojazdów elektrycznych funkcjonowało w Polsce na koniec tegorocznego października – wynika z danych Licznika elektromobilności PSNM.
Inna liga
Krótko mówiąc, liczby mówią same za siebie. Podczas gdy Zachód mozolnie, choć z coraz większym determinacją, stawia kolejne słupy ładowarek, Chiny są już w zupełnie innej lidze. Nie chodzi już tylko o liczbę publicznych stacji, ale o dominację w stworzeniu ekosystemu, gdzie ładowanie – czy to w domu, czy na mieście – przestaje być barierą, a jest oczywistością.
OW
