Junior jest pierwszą Alfą produkowaną w Polsce – to może być dla polskiego klienta argument za patriotycznym zakupem. Na starcie jednak okazało się to źródłem brandingowego zamieszania, na wskutek którego Włosi musieli zmienić nazwę tego samochodu już po premierze. Junior zadebiutował jako „Milano” czemu sprzeciwił się rząd Italii, argumentując, że zgodnie z pewnym paragrafem produkty produkowane poza półwyspem Apenińskim nie mogą nosić nazw odnoszących się do geografii Włoch.

Jak z serem, wędliną czy winem
To zasada, którą możecie znać z przemysłu spożywczego – jak DOP w przypadku serów, wędlin bądź innych smakołyków, czy też winiarskiego DOCG. Apelacja rzecz święta. Co prawda nie ma innego samochodu o nazwie Milano, ani też nie chodzi o chińską konstrukcję marki zupełnie niezwiązanej z kulturą i gospodarką Włoch, jednak Alfa Romeo musiała w pośpiechu zrobić z Milano Juniora.

W ten sposób mały crossover otrzymał imię po sexy dziadku z lat 60., z którym poza znaczkiem nie ma właściwie nic wspólnego. Z uwagi na lokalizację polskiego zakładu Stellantis, „Tychano” byłoby pewnie zupełnie „legitne”, jednak marketingowo mało wskazane. Inna sprawa, że w Polsce nazwa „Milano” może się pewnej grupie prędzej kojarzyć z zespołem disco polo niż ze stolicą Lombardii. Ciekawostka: nigdzie na nadwoziu Juniora nie znajdziecie napisu „Junior”.

Junior jest produkowany w Tychach na tej samej linii produkcyjnej co Fiat 600 czy Jeep Avenger, z którymi już mieliśmy do czynienia, a ponadto korzysta z podzespołów, które można znaleźć także w licznych innych modelach grupy Stellantis. Jest to platforma umożliwiająca napędy spalinowe, ale zbudowana z myślą o napędzie elektrycznym także. Junior to pierwsza Alfa z elektrycznym napędem, ale na taką zbudowaną od podstaw i wyłącznie jako elektryk – jeszcze musimy poczekać.
Alfa Romeo Junior demonstruje stylistyczną odwagę, ale są tu też nawiązania do historii
Czy design Juniora jest udany czy nie – zostawiam tę ocenę wam. Ale zgodzicie się ze mną, że emocje budzi. Styliści wykazali się odwagą by na nowo zinterpretować scudetto, czyli kształtną atrapę chłodnicy, bez której żadna Alfa nie jest kompletna – nawet elektryczna.



Z tyłu z kolei zwraca uwagę inny element nawiązujący do historii Alfy, czyli tzw. coda tronca – podcięcie bryły nadwozia, które nie tylko nadaje wizualnego dynamizmu, ale też pozytywnie wpływa na aerodynamikę. Podobny zabieg wyróżniał m.in. zniewalające, sportowe Tipo 33 z lat 60., któremu Alfa niedawno złożyła osobny hołd – ale to inna, piękna historia.



Na błotniku: też czerpiący ze spuścizny Alfy napis Speciale. To nazwa wersji wyposażeniowej, tej środkowej, bez wpływu na moc napędu czy osiągi, o których później. W moich oczach linie i proporcje nadwozia Juniora wymagają większych felg, niż zastosowane w tym egzemplarzu, 18-calowe z oponami w rozmiarze 215/55.



Zawieszenie z tolerancją nierówności
Za to miło się zaskoczyłem komfortem jazdy na nierównościach. Junior w tej konfiguracji nie jest tak sztywny, jak można by się spodziewać po zawsze rzutkiej Alfie Romeo. Zawieszenie i trochę więcej „mięsa” na profilu opony sprawiają, że mała Alfa zachowuje się kulturalnie na drobnych nierównościach, gładko pokonuje progi spowalniające a przez to budzi sympatię podczas jazdy miejskiej.


Z drugiej strony charakterystyka układu jezdnego zapewnia pewniejsze prowadzenie i lepszą stabilność w zakrętach, niż wspomniane pokrewne konstrukcje Jeepa i Fiata, które sportowego genu w swoim DNA nie mają. Jeśli ktoś pragnie jeszcze bardziej sportowych wrażeń za kierownicą – Junior występuje także w 280-konnej odmianie Veloce. Moc 156 KM testowanej wersji pozwala się poruszać bardzo sprawnie, producent deklaruje 9 s 0-100 km/h.

Fotele Sabelt dodają na oko ze 100 koni
Na wrażenie dobrego zespolenia kierowcy z autem duży wpływ mają także fotele i kierownica Alfy Romeo Junior. Testowany egzemplarz wyposażony był opcjonalny pakiet Sport Perfo Interior (12 tys. zł), a ten zawiera trójramienną kierownicę oraz fotele marki Sabelt, jedno i drugie obszyte skórą i alcantarą.




Kubełki wyglądają jak wyjęte ze sportowego samochodu o znacznie wyższych osiągach niż zapewnia je 156-konny Junior na prąd. Są bardzo mocno wyprofilowane, solidnie trzymają, a oparcia mają nawet wycięcia, które nie tylko świetnie wyglądają, ale przede wszystkim pozwalają siedzącym z tyłu łaskotać tych z przodu. Gili-gili! A tak na serio: fotele byłyby jeszcze fajniejsze, gdyby kierowca miał możliwość ustawiania kąta nachylenia siedziska i regulacji podparcia lędźwi.



Niby coda tronca, ale bagażnik grande
Pasażerowie z tyłu mają co prawa ładny widok na stylistycznie dopieszczone oparcia, ale miejsca na swoje kolana – nie za wiele. Przy moich 183 cm wzrostu sam za sobą usiadłem z trudem. Może przy standardowych siedzeniach byłoby lepiej, ale nawet jeśli – to niewiele lepiej. Alfa Romeo Junior nie jest autem do podróży z czwórką dorosłych, acz jego 400-litrowy bagażnik mógłby częściowo do tego zachęcać.





To zdumiewające, że akurat inżynierom Alfy udało się wyczarować więcej przestrzeni cargo niż tym z Fiata: przy identycznej długości i rozstawie osi, Alfa Romeo Junior mieści o 40 l więcej niż 600e. Niby coda tronca, a kufer pojemniejszy. Podłogę można regulować dzięki czemu łatwiej jest oddzielić przewody ładowania od miejsca na bagaże. Klapa ma elektryczne sterowanie w opcji i co ciekawe, podobnie jest z frunkiem: za 1686 zł można zamówić schowek-organizer na kable, montowany pod przednią maską – bardzo pomysłowe, choć testowany egzemplarz akurat tego dodatku nie posiadał.
Alcantara – chce się miziać!

Z przodu siedzi się zdecydowanie przyjemniej także z tego względu, że obcuje się ze znacznie większą ilością Alcantary, niż z tyłu. Przyjemny w dotyku materiał stanowi cenną przeciwwagę dla twardych plastików, niekoniecznie przystających do ambicji premium marki Alfa Romeo. Naprawdę jest co miziać, bo alcantarą obszyto panel na desce rozdzielczej, duży fragment tunelu środkowego podłokietnik. Jest też coś satysfakcjonującego w wyprofilowaniu guzika startera i środkowego ramienia kierownicy – tam wasze palce też będą wędrować.

Wszędzie węże
Druga gra, w którą twórcy Alfy Romeo Junior chcą z wami pograć, to… straszenie wężami. Znaczek Alfy, składający się w połowie z herbu Viscontich, czyli także symbolu Mediolanu, kryje bowiem węża Biscione pożerającego człowieka. Emblemat ten znajduje się w różnych formach w mniej i bardziej widocznych zakamarkach Alfy Romeo Junior. Na okrągłych kratkach nawiewów jest nawet dyskretnie podświetlany – i dokładnie takiej atencji dla detali można od Alfy wymagać.


Tymczasem w kilku aspektach można by wymagać więcej. O twardych plastikach już wspomniałem. Charakterystyczne tuby instrumentów powinny być wypełnione dopasowanym ekranem – tymczasem mamy tu zwykły, prostokątny, nijak niepasujący do zaokrągleń. MINI ze swoim centralnym ekranem udowadnia, jak można lepiej rozwiązać technologię z nawiązaniem do historii, ale Alfie trzeba jednak oddać, że wirtualne zegary są czytelne i mają możliwość konfiguracji.





Niezbyt przekonuje też centralny ekran. Nie dość, że niemrawo reaguje na dotyk to jeszcze został umieszczony zbyt nisko względem pola widzenia kierowcy – by na nim coś obsłużyć trzeba obniżyć wzrok i całkowicie traci się z oczu drogę. Możliwości multimedialne są poniżej tego, co można oczekiwać w klasie premium i do tego jeszcze z opóźnieniem aktywuje się kamera cofania.


Dobrze działa za to bezprzewodowy CarPlay, natomiast odkładając telefon na ładowarce indukcyjnej drażni źle wykonana gumowa tacka: jak by jej nie naciągać i nie wciskać wypustów w otwory – zawsze będzie gdzieś odstawać. Czyżby to wszystko były ślady Carlosa Tavaresa, byłego CEO Stellantisa, za którego panowania Junior powstał? Być może, wszak to znany centuś, a jego gigantyczne zarobki ewidentnie wymagały ofiar.


Zagadką pozostają jeszcze dwie rzeczy: dlaczego w testowanym egzemplarzu dlaczego nie działały podgrzewane fotele mimo że stosowne ikony na ekranie byłī? I druga, niejednoznacznie pozytywna kwestia: dlaczego Junior obywa się w obecnych czasach bez systemu ISA, który zwykle potrafi mocno irytować. W Juniorze nic nie piszczy – może to usterka, jak z fotelami, ale jednak spokój kierowcy to punkt dla Alfy.
Alfa Romeo Junior ładuje się szybciej niż obiecuje producent?
Pod względem zasięgu i szybkości ładowania Alfa Romeo Junior zaskakuje – pozytywnie i negatywnie. Baterię o użytecznej pojemności 50,8 kWh można ładować z maksymalną mocą 100 kW. Uzupełnienie 10-80 proc. powinno zajmować według danych fabrycznych 27 minut i jest to realne. W teście ładowanie w przedziale 3-81 proc. trwało 32,5 min. Przy 4% SOC ładowarka raportowała aż 107 kW chwilowej mocy ładowania, chwilę później, przy 11% było to nawet 111 kW – czyli lepiej niż deklaruje fabryka. Dokładną krzywą ładowania na pewno jeszcze dostarczymy.



Nawet zimą na autostradzie zasięg 200 km jest możliwy
Chłodne warunki testu i zimowe opony odbiły się na pomiarach zużycia. Deklarowane dla tej konfiguracji 412 km zasięgu zimą, w 2-6°C nie jest osiągalne nawet podczas spokojnej jazdy kombinacją dróg krajowych i wojewódzki z prędkością od 50 do 90 km/h. W takich warunkach Alfa zużywa 15,1 kWh/100 km. Opcjonalna pompa ciepła na pewno pomaga w ograniczeniu zużycia i przy cieplejszej aurze, ekojeździe i dobrych chęciach popracować nad wynikiem bliższym 11 kWh. Jednak największe rozczarowanie przychodzi na drodze ekspresowej i autostradzie, gdzie zużycie gwałtownie rośnie. Co ciekawe, skok między 120 a 140 km/h nie jest już zbyt duży. Spore różnice natomiast występują w zużyciu w mieście, między pomiarem uwzględniającym rozgrzewanie kabiny, a takim wykonanym już po uzyskaniu komfortowej temperatury dla pasażerów i baterii.




Pomiary zużycia energii i zasięg w teście
Warunki pomiaru | Średnie zużycie | Teoretyczny zasięg |
Miasto, poranna jazda, 4°C | 23,5 kWh/100 km | 217 km |
Miasto, średnia z kilku dni, 4°C | 21,1 kWh/100 km | 241 km |
Miasto, pomiar po nagrzaniu kabiny, 6°C | 16,3 kWh/100 km | 312 km |
Drogi krajowe i wojewódzkie, maks. 90 km/h, 2°C | 15,1 kWh/100 km | 336 km |
Droga ekspresowa, 120 km/h, 4°C | 25,0 kWh/100 km | 203 km |
Autostrada, 140 km/h, 4°C | 26,2 kWh/100 km | 194 km |
Cena
Alfa Romeo Junior Elettrica kosztuje od 173 700 zł, czyli jest niewiele droższy od Fiata 600e (165 500 zł) czy Jeepa Avengera (169 900 zł). Za bogatszą wersję wyposażenia Speciale trzeba zapłacić minimum 183 200 zł, a testowany egzemplarz był skonfigurowany za 213 800 zł. W związku z tym nawet z bogatym wyposażeniem Alfa Romeo Junior mieści się w limicie dopłat programu NaszEauto. Tu znajdziesz link do naszego kalkulatora dopłat.



Podsumowanie
Alfa Romeo Junior Elettrica pozytywnie zaskoczyła mnie udanym kompromisem między pewnym prowadzeniem a komfortem resorowania na codziennych, miejskich trasach. W dalszej podróży nie popisze się rekordowym zasięgiem – tu jest raczej klasowym średniakiem – jednak maksymalna moc ładowania jest już na solidnym poziomie, nawet wyższym niż obiecuje producent. Okazjonalne wypady za miasto nie będą więc utrudnieniem dla samochodu, który pewnie i tak będzie wybierany w roli drugiego w garażu. Widoczne tu i ówdzie oszczędności na tworzywach można częściowo zamaskować wybierając bogatszy pakiet opcji zawierający obszycia z alcantary. Ale nie da się przeoczyć faktu, że Junior dzieli bardzo wiele elementów z Fiatem, Jeepem i spółką.
Tekst i zdjęcia: Błażej Buliński








