- Straty operatorów, których urządzenia są dewastowane przez złodziei liczone są w setkach tysięcy
- W miedzianym rdzeniu jednego przewodu znajduje się od 4 do 10 kg surowca
- Czas naprawy wynosi zwykle około miesiąca, a wydłuża się, gdy operator zamawia przewody z dodatkowymi zabezpieczeniami
- PSNM już od wielu miesięcy apeluje do administracji centralnej oraz Komendanta Głównego Policji o skuteczne wykrywanie i ściganie takich przestępstw
Skala kradzieży rośnie. Gigantyczne straty
Kable do ładowarek samochodów elektrycznych stały się w Polsce nowym celem złodziei. Problem, który jeszcze kilka lat temu był marginesem, dziś urósł do rangi zjawiska ogólnokrajowego. Policja potwierdza, że kradzieże przewodów odnotowywane są już w każdym województwie – informował niedawno portal Elektromobilni.pl.
Straty operatorów liczone są w setkach tysięcy, a w skali Europy – w milionach euro, co potwierdzają dane cytowane m.in. przez „Rzeczpospolitą”. Jednocześnie dla kierowców, zwłaszcza w miastach o słabszej infrastrukturze, urwane (ucięte) przewody oznaczają chaos i realny brak możliwości ładowania auta.
To z pozoru szybki sposób na zysk, bo w miedzianym rdzeniu jednego przewodu znajduje się od 4 do 10 kg surowca, a jego wartość w skupie wynosi ok. 30 zł za kilogram – pisał serwis DoRzeczy.pl. W praktyce złodzieje zyskują kilkaset złotych, równocześnie niszcząc urządzenia warte nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Jak przypomina Money.pl, nowe kable – zwłaszcza te wykorzystywane w najmocniejszych ładowarkach – kosztują od kilku do nawet kilkunastu tysięcy euro.
Fala zniszczeń
Skala kradzieży jest widoczna nie tylko w statystykach, ale też w codziennych relacjach kierowców. We Wrocławiu, jak opisuje serwis Warszawawpigulce.pl, na 11 sprawdzonych ładowarek aż 10 pozbawiono przewodów. W Legnicy, o czym pisał portal Twoje-miasto.pl, w krótkim czasie okradziono trzy ładowarki sieci Powerdot. W Mysłowicach, według relacji Money.pl, przecięto kable przy dwóch stacjach ustawionych obok sklepów Biedronka. Infrastruktura niszczona jest również na mniejszą skalę, w miejscach prywatnych i na osiedlach – gdzie monitoring często bywa symboliczny.
Taka fala zniszczeń nie pozostaje bez konsekwencji. Niektóre stacje są wyłączone z użytku przez wiele tygodni. Powerdot, cytowany przez Twoje-miasto.pl, informował, że czas naprawy wynosi zwykle około miesiąca, a wydłuża się, gdy operator zamawia przewody z dodatkowymi zabezpieczeniami. Dla kierowców to realne utrudnienie w codziennym funkcjonowaniu. Dla firm – poważne straty i konieczność inwestowania w kolejne zabezpieczenia.
Pancerny pancerz
Portal elektromobilni.pl opisywał system GridZon, opracowany przez niemieckiego producenta Reload-Solution. Kabel otoczony jest pancerzem z tkaniny Dyneema, a w środku umieszczono drut alarmowy – jego przecięcie uruchamia 117-decybelową syrenę i sygnał świetlny. Zabezpieczenia można montować bez ingerencji w konstrukcję ładowarki, co pozwala stosować je także na już istniejących stacjach. Podobne technologie wdrażają inni operatorzy, np. Ionity korzysta z wkładek z wybuchającym barwnikiem, Tesla w części lokalizacji stosuje barwiącą substancję w jednej z warstw kabla – rozwiązania te trafiają z czasem pewnie też również na polski rynek.

Branża szuka rozwiązania
Skalę problemu dobrze pokazują niemieckie dane cytowane przez „Rzeczpospolitą”: operator EnBW odnotował w 2025 r. ponad 900 kradzieży kabli na 130 lokalizacjach, a straty oszacował na miliony euro. Z kolei Ionity zaraportował ponad 100 przypadków w całej Europie. Choć część polskich incydentów ma charakter typowo złomowy, operatorzy wskazują, że nie brakuje również aktów czystej dewastacji czy motywacji ideologicznej – przeciwnicy elektromobilności niszczą stacje, nie próbując nawet zabrać przewodu.

W Polsce branża nie zamierza bezczynnie czekać na rozwiązanie systemowe. Operatorzy i Polskie Stowarzyszenie Nowej Mobilności (SPNM) prowadzą intensywne działania na rzecz zaostrzenia kontroli skupów złomu, które – choć formalnie zobowiązane do weryfikacji legalności surowców – często przyjmują materiały bez pytania o pochodzenie. PSNM zwróciło się do prezydentów 37 największych miast o zwiększenie liczby kontroli punktów skupu.
To całkowicie nieopłacalny proceder. Dla kilkuset złotych zysku złodzieje ryzykują nawet 5 lat za kratami. Spokojnie spać nie mogą również nieuczciwi właściciele skupów złomu – podkreśla PSNM w komunikacie prasowym.
– Za kradzież grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Odcięcie kabla można również podciągnąć pod przestępstwo zniszczenia mienia, zagrożone analogicznie wysoką karą. To nie wszystko – kradzieże kabli stacji ładowania wiążą się z umyślnym niszczeniem cudzej rzeczy, a ich sprawcy działają publicznie z oczywiście błahego powodu. Takie przestępstwa spełniają zatem znamiona występków o charakterze chuligańskim. To sprawia, że orzeczona przez sąd kara może być jeszcze surowsza. PSNM już od wielu miesięcy apeluje do administracji centralnej oraz Komendanta Głównego Policji o skuteczne wykrywanie i ściganie takich przestępstw. Wiemy, że służby są świadome skali tego procederu i podejmują kroki, żeby mu przeciwdziałać – powiedział Jan Wiśniewski, dyrektor Centrum Badań i Analiz PSNM.
Potrzebne są skuteczne działania państwa
O skuteczności wzmożonych działań świadczą kolejne zatrzymania. Pod koniec października policja pochwyciła złodzieja odcinającego przewody w Lubinie i Polkowicach. Mimo że działał zamaskowany, funkcjonariusze ustalili jego tożsamość, a ponieważ był recydywistą, grozi mu nawet 7,5 roku więzienia – informował min. serwis Elektromobilni.pl. Kilka dni później w województwie pomorskim zatrzymano dwóch kolejnych sprawców, z których jeden miał już podobne czyny na koncie.
Ryzyko dotyczy także właścicieli punktów skupu. W myśl przepisów, za paserstwo grozi im do 5 lat więzienia, jeśli nabywają kradzione przewody. Ustawa o odpadach zobowiązuje ich do szczegółowego potwierdzania pochodzenia metalu, z weryfikacją tożsamości sprzedającego i obowiązkową dokumentacją przechowywaną przez 5 lat.
– Kradzieże kabli ze stacji ładowania to poważny problem, dlatego branża bardzo aktywnie działa, by im przeciwdziałać. W ostatnim czasie zwróciliśmy się m.in. do prezydentów 37 największych miast w Polsce (…) z apelem o przeprowadzenie kolejnych kontroli w skupach złomu, które mogą nabywać skradzione przewody. Sprawcy muszą mieć świadomość, że kradnąc kable, niszczą także infrastrukturę transportową. To dodatkowo motywuje organy ścigania do działania i naraża złodziei oraz paserów na wysokie kary, całkowicie niewspółmierne do ewentualnych zysków – podkreślił Aleksander Rajch, wiceprezes PSNM.
Zarówno operatorzy, jak i organizacje branżowe podkreślają, że bez skutecznych działań państwa problem może się pogłębiać. Media informowały już o tym, że rząd rozważa zmiany w prawie, które pozwoliłyby traktować kable jako element infrastruktury energetycznej – podobnie jak sieci przesyłowe, a to oznaczałoby surowsze sankcje, nawet do 10 lat więzienia, jeśli kradzież zostałaby zakwalifikowana jako sabotaż infrastruktury krytycznej.
OW

