11 638 sztuk. Według danych, które podaje ACEA (Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów), właśnie tyle egzemplarzy samochodów elektrycznych (BEV) zarejestrowano w 2022 roku w Rumunii. To wzrost aż o 83,5% w stosunku do wyniku z roku 2021. Mocniej segment aut na prąd urósł tylko w Bułgarii, na Cyprze i na Litwie, czyli w krajach z o wiele mniejszym rynkiem.
Na tle europejskich liderów elektromobilności, takich jak Niderlandy (73 394 sprzedane egzemplarze) czy Szwecja (95 035), nie wspominając o Francji czy Niemczech, wynik rumuński wypada oczywiście dość blado. Ale ten rynek należy porównywać raczej z innymi państwami byłego bloku wschodniego. Na przykład z Polską, relatywnie zbliżoną zarówno pod względem powierzchni i liczby ludności (Rumunia ma 238 tysięcy kilometrów kwadratowych i 21 230 000 obywateli).
W 2022 roku w Polsce zarejestrowano 11 334 samochody typu BEV. Różnica trzystu aut jest niewielka, ale rumuński rynek jest mniejszy, a w dodatku nad Wisłą zanotowano mniejszy wzrost segmentu modeli elektrycznych – 53,5% Poza tym, nie jest tajemnicą, że w obiegowej opinii, rumuńska gospodarka radzi sobie gorzej od polskiej, a kraj jest pod względem technologicznym mniej zaawansowany. Rumunia przystąpiła do Unii Europejskiej później – w 2007 roku, czyli 3 lata po Polsce. „Przegrana” Polski w kategorii sprzedaży samochodów elektrycznych może więc zaskakiwać i dziwić.
Spójrzmy na statystyki
W 2021 roku rumuński produkt krajowy brutto wynosił 284 miliardów dolarów, a PKB per capita – ponad 11,5 tys. dolarów na głowę. Rumuńska gospodarka jest jednym z europejskich rekordzistów, jeśli chodzi o tempo wzrostu – urosła w 2021 r. o 5,1%, czyli tak samo, jak Polska. Rekordowy pod tym względem był rok 2017, gdy rumuńskie PKB wzrosło aż o 7,1%. Mimo szybkiego wzrostu w wielu sektorach (łącznie z motoryzacyjnym, w którym Rumunia prześcignęła Polskę w dziedzinie produkcji), wciąż mówimy jednak o drugim najbiedniejszym kraju Unii Europejskiej, po Bułgarii. W przypadku Polski, analogiczne dane to 645 miliardów dolarów PKB i 17,8 tys. USD PKB per capita.
Rok 2022 był pierwszym, w którym – według danych APIA, czyli Stowarzyszenia Producentów i Importerów Samochodów – sprzedaż aut elektrycznych i hybrydowych „przegoniła” w Rumunii Diesle. Spójrzmy na całość rynku. W 2022 roku w kraju Karpat i Morza Czarnego sprzedano łącznie 129 328 aut. Samochody elektryczne stanowiły wspomniane 11 638 sztuk, hybrydy HEV 34 410, wersje z innym napędem alternatywnym 13 391 (w tej kategorii mówimy przeze wszystkim o modelach z fabryczną instalacją LPG), samochodów benzynowych sprzedano 53 302, a Diesli – 16 587, co stanowi spadek o prawie 15% w stosunku do wyniku „ropniaków” z 2021 r. Modele EV odpowiadały za niecałe 9% sprzedaży, ale zsumowanie wyniku „elektryków” i hybryd daje już 35% rynku.
Rynek polski jest ponad trzykrotnie większy. Sprzedano u nas w zeszłym roku 419 747 nowych samochodów, a samych hybryd (136 948 aut – są mniej popularne od aut benzynowych, ale niemal trzy razy bardziej od Diesli) kupiono więcej niż wszystkich aut w Rumunii. Gdy spojrzymy na sprawę w ten sposób, niższa sprzedaż aut EV nad Wisłą może już zadziwiać.
Co odpowiada za rumuński sukces samochodów elektrycznych?
Odpowiedź brzmi… „Wrak Plus”. Tak w dosłownym tłumaczeniu brzmi nazwa rządowego programu dopłat do pojazdów ekologicznych, Rabla Plus. Obowiązuje od kilku lat. Obecnie osoby prywatne i firmy, które zdecydują się na złożenie wniosku, mogą liczyć na dopłatę w wysokości 26 000 lei (ok. 25 tysięcy złotych) na zakup samochodu hybrydowego plug-in, który emituje maksymalnie 80 g CO2 na kilometr. Przy emisji mniejszej lub równej 78 g/km kwota dopłata rośnie do 29 000 lei. Jak wygląda sprawa z samochodami elektrycznymi, czyli takimi, które emitują 0 g CO2 na 100 km? Tutaj dopłata może wynosić aż 51 000 lei, pod warunkiem, że nie jest to więcej niż 50% ceny auta. Gdzie miejsce na „wraki” w tym programie? Za złomowanie starego auta rząd rumuński oferuje dodatkowe 7500 lei. Samochód, który trafia na złom, musi być sprawny i starszy niż 8 lat. Premia przysługuje także tym, którzy ze stacji demontażu pojazdów wybiorą się do salonu sprzedającego hybrydy plug-in. Wtedy otrzymają maksymalnie 27 500 lei. Dopłaty obowiązują również przy zakupie elektrycznego motocykla.
Jak dopłaty przekładają się na ceny aut BEV?
Nie jest zaskoczeniem, że numerem jeden wśród nowych samochodów elektrycznych jest w Rumunii pojazd rodzimej marki, czyli Dacia Spring – w statystykach „zielonej” sprzedaży notowana przed Teslą Model 3, Hyundaiem Koną, Renault Zoe i Volkswagenem e-Up! W niektórych miesiącach 2022 r. to Spring samochód odpowiadał za ponad połowę rynku aut BEV. Bazowa kwota z cennika tego modelu wynosi 20 800 euro, czyli 101 870 lei. Po rządowej dopłacie, cena modelu elektrycznego robi się konkurencyjna – a nawet niższa – wobec spalinowej Dacii Logan. Logan wciąż jest zresztą liderem tamtejszych statystyk sprzedaży obejmujących samochody z każdym źródłem napędu. Do Dacii należą pierwsze cztery miejsca (Logan, Duster, Sandero i Spring), a pierwszą piątkę zamyka Ford Puma. W Top 10 mieszczą się jeszcze takie auta jak Hyundai Tucson, Toyota Corolla, Skoda Octavia, Dacia Jogger i Toyota C-HR. Samochód elektryczny na czwartym miejscu listy bestsellerów to widok, którego w Polsce możemy prędko nie zobaczyć.
Co skłania rumuńskich kierowców do przesiadki na BEV?
Wyniki badania wielokrotnego wyboru przeprowadzanego przez firmę doradczą i opublikowanego na stronie Observator News wskazują, że aż 63% badanych podkreśliło, że ładowanie akumulatorów kosztuje mniej niż tankowanie paliwa. 40% z nich zostało zachęconych przez system rządowych dopłat. Oprócz tego, 49 proc. pytanych wskazało na względy ochrony środowiska jako istotne, a 47% dodało, że przesiadając się na BEV myśleli także o swoim zdrowiu.
Jakie są pozostałe, oprócz dopłat, korzyści dla kierowców aut elektrycznych w Rumunii? Od lata zeszłego roku tamtejszy rząd wydaje specjalne tablice rejestracyjne na „elektryki”, z zieloną czcionką na białym tle zamiast czarnej. Pozwala to na wyróżnienie aut EV, które w niektórych miastach mogą m.in. parkować za darmo.
Czy podobny system dopłat mógłby zadziałać i w Polsce?
Wojciech Drzewiecki, prezes Instytutu Badania Rynku Motoryzacyjnego SAMAR, jest sceptyczny. – Program dopłat w Polsce również istnieje. Być może dopłaty mogłyby być większe, ale to nie musi znacząco przyspieszać rozwoju. Ponad sześćdziesięcioprocentowy wzrost liczby rejestrowanych elektryków to i tak dobry wynik. Aby rozwijać rynek szybciej musimy znacząco przyspieszyć prace nad rozwojem infrastruktury. Poziom nasycenia ładowarkami musi wzrosnąć i rozkład ładowarek na terenie kraju musi się poprawić. Bez tego nie da się rozwijać rynku – mówi.
OPINIE
– Infrastruktura jest podstawą. Oczywiście ceny także odgrywają rolę, ale jeżeli pierwszy element, czyli wspomniana infrastruktura będzie uboga, niewiele będzie można zdziałać. Podstawą rozwoju jest zawsze swoboda przemieszczania się, a jeżeli mamy ograniczenie w postaci mniejszych zasięgów, niedużej liczby szybkich ładowarek i wydłużonego czasu niezbędnego na podładowanie auta to dla wielu stanowi to istotną przeszkodę – dodaje.
Warto w tym miejscu odnotować, że w Rumunii sytuacja z ładowarkami również nie jest idealna. Temu państwu daleko do europejskich liderów w dziedzinie infrastruktury. Strona Electromaps.com wskazuje na 861 stacji do ładowania w całym kraju – najwięcej, 200, w Bukareszcie i okolicach. Dodajmy, że mówimy o kraju, który 19% swojej energii elektrycznej czerpie z elektrowni atomowej. W Polsce stacji ładowania jest 2565 (stan na koniec 2022 r.). To właśnie kłopoty z uzupełnianiem prądu w akumulatorach są tym, na co najczęściej narzekają rumuńscy kierowcy aut EV. Oprócz słabej infrastruktury, w ankiecie na temat problemów wymieniają także ograniczoną przez zasięg swobodę przemieszczania się i nadal wysokie ceny tego typu samochodów.
– Większość państw członkowskich UE oferuje obecnie różnorodne formy wsparcia fiskalnego w celu stymulowania rynku pojazdów elektrycznych. Mowa o zachętach finansowych do zakupu, ulgach bądź zwolnieniach podatkowych. Podobny system, za sprawą Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, funkcjonuje także w naszym kraju: to program „Mój elektryk”, dedykowany klientom indywidualnym oraz instytucjonalnym. Dzięki niemu widać znaczący wzrost popularności EV w Polsce, który – w mojej ocenie – charakteryzowałby się jeszcze większą dynamiką, gdyby obejmował także auta używane. To właśnie rynek wtórny legitymuje się dużą chłonnością (ceny używanych pojazdów są niższe, a klientów jest więcej) oraz potencjałem na jego odmłodzenie (średni wiek aut w Polsce to ok. 14 lat) – komentuje Mikołaj Krupiński, rzecznik prasowy Instytutu Transportu Samochodowego. Warto dodać, że dopłat na auta używane nie ma też w Rumunii.
– Rozwój elektromobilności w Polsce stymulowany jest także poprzez wsparcie infrastruktury niezbędnej do ładowania pojazdów elektrycznych. Ta zachęta także realizowana jest ze środków NFOŚiGW. O tym, jak potrzebny jest rozwój sieci uzupełniania energii dla BEV pokazują twarde dane – w naszym kraju na 150 km dróg przypada jedna ładowarka, a w Holandii jedna na 1,5 km dróg – dodaje Krupiński.
Co odpowiada za nadzwyczajnie dobrą sprzedaż aut elektrycznych w Rumunii? Nie jest to wcale rewelacyjnie rozwinięta sieć ładowarek. Wytłumaczenia należy szukać w atrakcyjnych rządowych dopłatach i… w lokalnym patriotyzmie, dzięki któremu rumuńscy kierowcy chętnie wybierają Dacię Spring. Nawet jeśli jest produkowana w Chinach. Nasz patriotyzm w stosunku do Izery musi jeszcze trochę poczekać.
Autor: Mikołaj Adamczuk