Pozytywne podejście
Chcę podzielić się moją niedawną ekscytującą podróżą elektrycznym SUV-em Nissanem ARIYA do Wrocławia. Czesem w życiu trafia się okazja, z której warto skorzystać – bez głębokiej analizy “za” i “przeciw”. Tak też było w tym przypadku. Otrzymaliśmy auto do testów i było ono dostępne akurat w okresie mojej planowanej wcześniej podróży. Tląca się gdzieś wewnątrz chęć przeżycia przygody pozwoliła podjąć spontaniczną decyzję i przejąć kluczyk do Nissana. To doświadczenie dodało samych dobrych wrażeń do mojego i tak już pozytywnego podejścia do elektromobilności.
Nie było to moje pierwsze spotkanie z elektrycznym samochodem. Pierwszym elektrykiem przejechałam się po Paryżu wiele lat temu będąc jeszcze na studiach. Później, w pierwszej pracy robiłam swoje pierwsze kilometry po polskich drogach Re-Voltem – trójkołowcem, zaprojektowanym w Polsce. W ubiegłym roku miałam okazję uczestniczyć w Zero Race organizowanym przez PSPA dla polskich samorządowców. Wtedy też miałam możliwość poprowadzić elektryka na dłuższej trasie: Warszawa-Berlin-Antwerpia-Eindhoven-Warszawa. W międzyczasie zdarzały się krótsze odcinki różnymi modelami BEV-ów.
Nie taki diabeł straszny
Wrocław natomiast był pierwszą dłużą podróżą w pojedynkę. I na wstępie podkreślę, że doświadczenie to było niezapomniane! Siadając za kierownicą, nie mogłam się doczekać, aby odkryć, co kryje się za ciszą, która towarzyszy jeździe bez spalin. Już na pierwszych kilometrach czułam, że to zupełnie inny wymiar mobilności. Bezgłośne przyspieszenie ale także szereg udogodnień dla kierującego sprawiło, że poczułam się jak bohaterka filmu science fiction.
Oczywiście, miałam obawy przed podróżą. Czy bateria wytrzyma na całej trasie o łącznej długości około 700 km? Czy znajdę stację ładowania w odpowiednim miejscu? Okazało się, że moje obawy były zupełnie bezpodstawne. Dziś infrastruktura ładowania rozwija się w zawrotnym tempie. Wystarczy odrobinę planowania, aby znaleźć stację ładowania w dogodnym miejscu i szybko naładować samochód. Wyruszyłam z Warszawy z pełną baterią o pojemności nominalnej 91 kWh (87 kWh pojemności użytecznej). W trakcie podróży w obie strony łącznie ładowałam się dwukrotnie na stacji KFC Rokicińska pod Łodzią oraz raz na stacji Nissan Impwar we Wrocławiu. Sumarycznie doładowałam 93 kWh, poświęcając na to trzy półgodzinne przerwy w jeździe, które poświęciłam na odpoczęcie od kierowania i posiłek. Warto zaznaczyć, że nie napotkałam na kolejki przy ładowarce i zawsze czekało na mnie wolne złącze a muszę zaznaczyć, że podróż odbyła się w lipcowy weekend czyli w wakacyjnym szczycie podróżowania. Koszt tych doładowań (ładowarkami o różnych mocach w przedziale od 50 kW do nawet 140 kW) wyniósł 287 zł czyli około 18% mniej niż w przypadku np. Toyoty Auris z napędem konwencjonalnym. W tym miejscu pragnę podziękować GreenWay, gdyż to na ich stacjach ładowałam auto korzystając z aplikacji, którą zainstalowałam bez problemu dzień przed podróżą. To takie proste!
Doświadczenie oswaja lęki
Podsumowując, podróż do Wrocławia była tylko i wyłącznie przyjemnością. Miałam okazję zmierzenia się z obawami związanymi z podróżą BEV-em i ogromnie cieszę się, że to doświadczenie z każdym kilometrem i każdą doładowaną kWh oswajało wszelkie lęki. Samo prowadzenie takiego nowoczesnego auta było komfortowe. Ładowanie bezawaryjne, proste i ekonomiczne.
Na koniec dodam, że samochód elektryczny to także oszczędność w długoterminowej perspektywie. Koszty użytkowania są znacznie niższe w porównaniu do pojazdów spalinowych. Nie tylko obniżamy wydatki na paliwo-energię, ale także oszczędzamy na kosztach serwisu i konserwacji. To zdecydowanie inwestycja na długie lata. Moja przygoda z elektrycznym samochodem przekonała mnie, że to przyszłość, która już teraz jest na wyciągnięcie ręki. Dlatego zachęcam do rozważenia tej alternatywy przy kolejnym zakupie samochodu lub podróży.
Autor: Maria Majewska