Ola Kallenius, szef Mercedesa, nie jest zwolennikiem ceł nakładanych przez Unię Europejską na auta elektryczne z Chin. Przypomnijmy: cła weszły w życie w lipcu i na razie mają charakter tymczasowy. Stawka „wyjściowa”, dla większości producentów, to 21%. Dokładna wysokość opłat dla danej marki zależy jednak od wyników dochodzenia w sprawie nielegalnego dotowania chińskich firm przez tamtejszy rząd. Dlatego BYD zostanie objęty stawką 17,4%, Geely – 20%, a SAIC – aż 38,1%. Inne przedsiębiorstwa opisane jako „współpracujące” w dochodzeniu zostaną objęte właśnie stawką 21%, a niewspółpracujące – 38,1%. Stawki o których mówimy są łączone z już istniejącą taryfą w wysokości 10%.
Miliardy do unijnej kasy
O cłach pisaliśmy w czerwcu: „Komisja Europejska ocenia – jak podaje Financial Times – że cło przyniesie rocznie co najmniej dwa miliardy euro do unijnego budżetu. Zyski mają stale rosnąć, ponieważ – jak się przewiduje – popularność chińskich elektryków ma w najbliższych latach mimo wszystko dynamicznie się zwiększać. Komisja spodziewa się, że już w przyszłym roku chińskie auta EV będą mieć aż 15-procentowy udział w unijnym rynku. Ich ceny są zazwyczaj o 20% niższe od modeli wyprodukowanych na terenie UE. Chiny to największy partner handlowy EU. W 2023 r. wyeksportowały do Unii auta elektryczne za 10 miliardów euro, podwajając swój udział w rynku w zeszłym roku do 8 procent – jak podają analitycy z Rhodium Group”.
Niemcy chronią swoje interesy
Teoretycznie cła powinny chronić producentów europejskich przed zagrożeniem na rynkach Starego Kontynentu ze strony rywali z Chin. Ich wprowadzenie popierali m.in. przemysłowcy z Francji czy Hiszpanii. Niemieckie firmy są jednak zwykle przeciwko. Rząd niemiecki w UE także głosował przeciwko. Dlaczego? Chodzi o zagrożenie „odwetowymi” cłami nakładanymi na ich produkty w Chinach. Państwo Środka to wielki rynek, więc utrata sprzedaży na nim może mieć groźne konsekwencje np. dla Volkswagena czy Mercedesa.
Prezes tego drugiego koncernu, Ola Källenius, wzywa UE do „odroczenia” wprowadzania ceł. Jak powiedział w rozmowie z gazetą „Bild”, „potrzebne jest rozwiązanie, które odda sprawiedliwość zarówno UE, jak i Chińskiej Republice Ludowej”. „Potrzebujemy więcej wolnego handlu zamiast nowych barier handlowych” – dodał. Jego zdaniem, nowe taryfy nie przyczyniłyby się do wzrostu konkurencyjności. Należy wypracować nowe rozwiązania, a skoro to z pewnością potrwa, w tym czasie warto byłoby zawiesić obowiązywanie ceł.
Paskudna niespodzianka
Cytowany przez niemiecki portal Ekomendo ekonomista Ferdinand Dudenhöffer, były dyrektor Centrum Badań Motoryzacyjnych Bawarskiej Grupy Mediów, również ostrzega przed chińskimi kontr-cłami. Jego zdaniem, jeśli trafią one w europejskie pojazdy spalinowe, będzie to “bardzo paskudna niespodzianka dla niemieckich producentów samochodów”. W Niemczech produkowano by wtedy mniej przeznaczonych na rynek chińskich „drogich, wysokodochodowych modeli aut”. Dudenhöffer ostrzegł, że taka sytuacja może grozić zamykaniem zakładów w Niemczech. “Urzędy celne odcinają gałąź, na której siedzimy” – skwitował.
W niedawnym badaniu przeprowadzonym na grupie 5000 obywateli Niemiec, 57% podało, że ich zdaniem cła są „złe” lub „raczej złe”. 17% jest niezdecydowanych. 26% pytanych uważa wprowadzenie karnych ceł na chińskie e-samochody za „słuszne” lub „raczej słuszne”.
MA