- Elektryfikacja coraz śmielej wjeżdża do sektora rolniczego
- Giganci oferują pojazdy, które z powiedzeniem są w stanie pracować osiem godzin dziennie na bateriach
- John Deere szykuje się do jednej z największych transformacji w swej historii
- Japońska Kubota pokazała robot, który pomoże rolnikom w …odchwaszczaniu
- Efekt? Elektryczny AX-1 może zmniejszyć zużycie herbicydów nawet o 95 procent
Nowa era gospodarstw – elektryczne ciągniki
John Deere od kilku lat zapowiadał wejście w segment maszyn elektrycznych, ale dopiero prezentacja na Agritechnice pokazała skalę ambicji marki. Prototyp nowej generacji E-Power to maszyna, która ma pracować tak wydajnie, jak opracowane przez dekady ciągniki Diesla – tylko że bez hałasu i bez wysokich kosztów paliwa.
– Naszym celem jest, aby E-Power wykonywał te same zadania co spalinowe odpowiedniki i współpracował z tym samym osprzętem, jednocześnie dając użytkownikom dodatkową wartość – tłumaczy Derek Muller, szef działu systemów elektrycznych John Deere. Jak dodaje, chodzi o obniżenie kosztów utrzymania, uproszczenie obsługi i zapewnienie wydajności, która nie wymaga żadnych kompromisów.
Pod względem konstrukcyjnym to już pełnoprawna, zaawansowana maszyna. Główny silnik trakcyjny rozwija 100 KM, a dwa dodatkowe silniki po 130 KM mocy ciągłej dla WOM oraz kolejny dla układu hydraulicznego – pozwalają pracować z pełnym zestawem osprzętu.
Zasilanie zapewniają maksymalnie pięć pakietów akumulatorów trakcyjnych marki Kreisel o łącznej pojemności 195 kWh, co w praktyce przekłada się na nawet osiem godzin pracy. Naładowanie ich do 80 procent w pół godziny ma być jedną z kluczowych przewag nad konkurencją, zwłaszcza dla gospodarstw, które już dziś inwestują w fotowoltaikę, turbiny wiatrowe czy biogazownie.

Co ważne, John Deere nie zamierza ograniczać rolników do jednego modelu. Firma pracuje nad wspólną platformą, z której każdy dobierze konfigurację pod własne potrzeby, tj. szerokość osi, rodzaj kabiny, liczba baterii. To podejście doceniają użytkownicy, którzy mieli okazję testować prototypy.
Daniel, prowadzący gospodarstwo sadownicze w Kalifornii, zwraca uwagę na prostotę obsługi: „Traktor jest dużo łatwiejszy do zrozumienia i prowadzenia. Przeszkolenie nowych operatorów zajmuje znacznie mniej czasu”. Z kolei Tyler, który zarządza winnicą, podkreśla aspekt ekologiczny: „Kiedy patrzymy na nasz ślad węglowy, chcemy ograniczać emisje gazów cieplarnianych. Musimy myśleć o naszej społeczności i środowisku” – cytują jego wypowiedź branżowe media. Wejście maszyn do sprzedaży nie ma jeszcze daty, ale tempo prac sugeruje, że John Deere szykuje się do jednej z największych transformacji w swojej historii.
Autonomiczny odchwaszczacz Kuboty i Kiltera to mniej chemii i więcej precyzji
Podczas gdy John Deere stawia na elektryfikację ciężkich maszyn, Kubota skupia się na innym problemie, który spędza sen z powiek rolnikom warzywnym. Mowa o ograniczeniu herbicydów. Japoński producent ogłosił partnerstwo z norweskim start-upem Kilter, którego efektem jest robot AX-1 – maszyna do ultra-precyzyjnego odchwaszczania.
Bez herbicydów
Robot działa w oparciu o technologię Single Drop Technology, która łączy rozpoznawanie chwastów przez AI z niewiarygodną – jak na warunki polowe – dokładnością podania środka: kropla herbicydu trafia na chwast z precyzją około 6 mm. To pozwala maksymalnie ograniczyć kontakt substancji z uprawą i glebą. Według twórców, stosowanie AX-1 może zmniejszyć zużycie herbicydów nawet o 95 procent.
Anders Brevik, CEO Kiltera, przyznaje, że stworzenie takiej technologii wymagało lat prac: „Nie da się kupić gotowego aplikatora kropelkowego, który poradzi sobie z kurzem, wibracjami, wahaniami temperatury i wielogodzinną pracą. Musieliśmy zaprojektować go od podstaw – to połączenie wiedzy agronomicznej, inżynierii i tysięcy godzin testów”.

Kubota zamierza włączyć AX-1 do swojego europejskiego portfolio Smart Farming Solutions. Na początek robot trafi do gospodarstw w Niemczech i Holandii – przede wszystkim tych, które uprawiają szpinak, sałaty, zioła, selera naciowego i truskawki. Cele są jasne. To wyższa jakość plonów, niższe koszty chemii, mniejsza presja regulacyjna oraz bardziej zrównoważona uprawa.
Rolnictwo w liczbach
Rynek maszyn rolniczych to dziś nie tylko duże i mocne pojazdy wielozadaniowe, ale przede wszystkim technologie cyfrowe i zrównoważony rozwój. Jak wynika z analiz portalu industryarc.com, światowy sektor agrarny wart był w 2023 roku około 227,5 miliarda dolarów, a do 2030 roku ma rosnąć średnio o ponad 6 proc. rocznie. Głównym motorem tej ekspansji jest paląca potrzeba wyżywienia gwałtownie rosnącej populacji, która do 2050 roku ma osiągnąć 9,1 miliarda ludzi!
I ta presja jest kołem napędowym rewolucji, gdzie tradycyjne ciągniki i kombajny ustępują miejsca inteligentnym, zautomatyzowanym systemom kołowym lub gąsienicowym. Kluczem stało się precyzyjne rolnictwo, oparte na danych z czujników i mapowaniu pól, które pozwala optymalizować zużycie wody, nawozów i paliwa, minimalizując jednocześnie ślad środowiskowy – wyliczają branżowi eksperci.
Owi eksperci są także zdania, że przyszłość kształtują trzy główne nurty, tj.: autonomia, elektryfikacja i integracja. Na pierwszy plan wysuwają się w pełni autonomiczne maszyny i roboty rolnicze, zdolne do pracy bez operatora. Równolegle, głównie w odpowiedzi na cele klimatyczne, rośnie też oferta ciągników i wyspecjalizowanych urządzeń z napędem elektrycznym lub hybrydowym. Równolegle producenci stawiają nie na pojedyncze maszyny, ale na spójne ekosystemy, które łączą uprawę, nawadnianie i „zarządzanie stadem” w jeden, zintegrowany i sterowany cyfrowo organizm.
OW

