Z publikacji Reutersa wynika, że w ubiegłym roku auta czysto elektryczne stanowiły 8 % unijnego rynku. Estymuje się, że już w 2025 roku ma to być niemal dwa razy tyle. Trudno się więc dziwić, że władze unijne niejako w obawie o rodzimych producentów, chcą ich zabezpieczyć, przed ekspansją tańszych produktów z Chin (porównywalne modele są średnio o 20 procent tańsze niż ich europejskie odpowiedniki).
W Europie i w Polsce
Największym chińskim producentem elektryków (drugim na świecie po Tesli – przyp. aut.) jest BYD, który sprzedaje auta na Starym Kontynencie w tym w Polsce tylko pod swoją marką. Z kolei Geely oferuje klientom unijnym takie marki jak Volvo, Polestar, Lotus, Lynk & Co, LEVC. Co ciekawe biorąc pod uwagę polskiego klienta w przyszłości ten chiński producent, od którego kupiliśmy platformę SAE na której ma być posadowiona Izera może też czerpać zyski z produkcji własnych samochodów w polskiej fabryce. Z kolei trzecia firma objęta dochodzeniem – SAIC Motor ma w portfolio takie marki jak MG i Maxusa.
W Polsce na razie auta produkcji chińskiej nie cieszą się dużym zainteresowaniem. Jednak potencjalni klienci mogą już wybierać spośród dość sporego wachlarza modeli. Najtańszy „chińczyk” oferowany na naszym rynku to MG4 – miejski, wygodny i elektryczny hatchback (cena – 125 200 zł), którego producentem jest wspomniany SAIC. Ceną wyposażeniem, jak i walorami technicznymi kusi także Euniq6 SUV (Maxus) – dostępny już za 135 000 zł. Gigant BYD oferuje u nas modele Dolphin, Atto 3, Seal i Han (kosztują odpowiednio od 160 000 do 300 000 zł – za otomoto.pl). Jeśli chodzi o Geely to zanim pojawi się Izera, firma może zaoferować polskiemu klientowi choćby elektryczne Volvo. Mamy do wyboru modele EX 30, EX 90, XC40 Recharge, C40 Recharge. Auta kosztują od 170 000 do blisko 400 000 złotych.
Francuzi już działają
Jeśli chodzi o chińską ekspansję to na razie poszczególne kraje postanowiły „bronić się same”. We Francji z programu dotacyjnego wypadły właśnie marki produkowane za Wielkim Murem. Na dopłaty nie załapała się Tesla Model 3 montowana w Chinach i MG 4. Brak dotacjo objął także auta BYD, który przecież oferuje swoje samochody na rynku francuskim. Tak zwany „bonusologique”, dotacja samochodów elektrycznych we Francji, wyraźnie faworyzuje więc modele wyprodukowane w Europie.
Unijne śledztwo, formalnie wszczęte w październiku zeszłego roku, ma potrwać 13 miesięcy. Powinno zakończyć się pod koniec bieżącego roku. Jego celem jest ustalenie, czy tańsze pojazdy elektryczne wyprodukowane w Chinach korzystają w nieuczciwy sposób z dotacji państwowych. Wizyty mają rozpocząć się już tym miesiącu i trwać także w lutym. Na miejscu unijni eksperci mają zweryfikować, czy odpowiedzi udzielone przez chińskich producentów samochodów na wcześniej przesłane kwestionariusze są zgodne ze stanem faktycznym.
Będą dodatkowe cła?
Dochodzenie określi, więc najpierw, czy łańcuch wartości BEV-ów w Chinach korzysta z nielegalnego subsydiowania (dofinansowania rządowego) oraz czy dotacje te powodują lub grożą spowodowaniem szkody gospodarczej dla producentów BEV z UE. Jeśli przypuszczenia się potwierdzą w następnym kroku zbadany zostanie realny wpływ tych środków na importerów, użytkowników i konsumentów pojazdów elektrycznych w UE. Następnie Komisja ustali, czy leży w interesie UE, aby zaradzić skutkom nieuczciwych praktyk handlowych. Na koniec zaś może nałożyć stosowne tzw. środki zaradcze. Jednym z nich może być nałożenie ceł antysubsydyjnych na przywóz pojazdów elektrycznych z Chin.
Dochodzenie jest zgodne z surowymi procedurami prawnymi zgodnymi z zasadami UE i WTO, umożliwiając wszystkim zainteresowanym stronom, w tym chińskiemu rządowi i firmom/eksporterom, przedstawienie swoich uwag, dowodów i argumentów w sprawie.
Opracował: Rafał Wąsowicz