Elektryki zasilą energetyczną sieć

Chiny: V2G – 100 milionów aut i miliard kilowatów uwolnionej mocy!

Technologia rozwija sie w niesamowitym tempie. Magazyny energii zasilają dziś w Chinach, zarówno auta elektryczne, jak też w razie potrzeby okoliczne biurowce
Źródło zdjęcia: Bartłomiej Derski

Chiny po raz kolejny stawiają na technologię, która może zmienić globalną energetykę. Tym razem chodzi o tzw. vehicle-to-grid (V2G), czyli system, który pozwala samochodom elektrycznym nie tylko pobierać prąd, ale także oddawać go do sieci w czasie największego zapotrzebowania. Jak podaje portal Rest of World, Państwo Środka planuje uruchomić 5 tysięcy dwukierunkowych stacji ładowania do 2027 roku, a do końca dekady stworzyć z pojazdów elektrycznych gigantyczny, rozproszony magazyn energii.

  • Do 2027 roku Chiny planują uruchomić 5 tysięcy dwukierunkowych stacji ładowania
  • Za pięć lat V2G mogłoby uwolnić nawet 1 miliard kilowatów mocy z floty liczącej około 100 milionów aut elektrycznych
  • Problem stanowi wysoki koszt dwukierunkowych ładowarek
  • Wyzwaniem nie jest sama technologia, lecz brak opłacalnego modelu biznesowego – twierdzą specjaliści
  • Kierowcy obawiają się, że częste ładowanie i rozładowywanie akumulatorów wpłynie negatywnie na ich kondycję  

Chiny: 1 miliard kilowatów mocy

Według szacunków chińskich władz, powszechne wdrożenie technologii V2G do 2030 roku mogłoby uwolnić nawet 1 miliard kilowatów mocy z floty liczącej około 100 milionów aut elektrycznych. To rozwiązanie, które – w teorii – pozwoliłoby złagodzić szczytowe zapotrzebowanie na energię, a kierowcom przyniosłoby realne oszczędności. W testach pilotażowych prowadzonych w Pekinie i Szanghaju właściciele samochodów otrzymywali nawet 200 dolarów miesięcznie w formie kredytów za oddawanie energii do sieci.

Jednym z takich kierowców jest Jiawei Li ze Shenzhen, który – jak relacjonuje Rest of World – zarobił 1 400 juanów (ok. 197 dolarów), pozostawiając swój samochód w V2G-parkingu zaledwie na dwa dni. To wystarczyło, by pokryć jego… roczne koszty ładowania. Problem w tym, że stacje biorące udział w pilotażach działają w oparciu o subsydiowane stawki, które w przyszłości mogą być znacznie niższe – przewidują eksperci – więc wymierny zysk jest na razie.

Etap eksperymentów

Na razie bowiem technologia V2G w Chinach jest na etapie eksperymentów – powstało około 30 stacji w dziewięciu miastach, a jedynie kilka modeli aut (m.in. od BYD, Nio czy GAC Aion) jest kompatybilnych z systemem. Koszty infrastruktury również pozostają wysokie, ponieważ taka dwukierunkowa stacja ładowania kosztuje od 2,1 do 2,8 tys. dolarów, czyli nawet trzy razy więcej niż klasyczna ładowarka.

Eksperci cytowani przez Rest of World zwracają uwagę, że największym wyzwaniem nie jest sama technologia, lecz brak opłacalnego modelu biznesowego. – Wszystkie obecne projekty są mocno dotowane i daleko im do komercyjnego poziomu – przyznaje Mo Ke, założyciel chińskiej firmy doradczej RealLi Research.

Do tego dochodzi kwestia zaufania kierowców. Wielu użytkowników aut elektrycznych obawia się, że częste ładowanie i rozładowywanie akumulatorów skróci ich żywotność. Jak wynika z raportu Fortune Business Insights, degradacja baterii pozostaje jednym z głównych powodów, dla których technologia V2G nie zdobyła jeszcze popularności.

Są też mankamenty

Na przeszkodzie stoją też sztywne ceny energii elektrycznej, kontrolowane przez państwowe koncerny. W przeciwieństwie do np. Kalifornii czy niektórych krajów europejskich, gdzie ceny prądu zmieniają się dynamicznie w ciągu dnia, chiński rynek energii dopiero zaczyna otwierać się na elastyczne mechanizmy rynkowe.

Pomimo tych barier, rząd w Pekinie wierzy, że to tylko kwestia czasu, gdyż w zeszłym roku opracowano pierwsze krajowe standardy techniczne dla V2G, a lokalne samorządy rozpoczęły testy własnych systemów cenowych. – To nie pytanie, czy V2G się pojawi, tylko kiedy – mówi Qin Yudi, założyciel start-upu Lynkvertx, cytowany przez Rest of World. – Technologia już tu jest. Potrzeba jeszcze trzech, może czterech lat, by stała się powszechna. Dokładnie tak, jak było z elektrykami w Chinach.

OW

REKLAMA