Spotkać Grażynkę Wolszczak siedzącą w fotelu, niecodzienna sprawa. Ty jesteś jak żywe srebro, w ciągłym biegu, w podróży.
To jest prawda, ale odkąd mamy z Joanną Glińską własny teatr, wymaga on ode mnie poświęcenia mnóstwa czasu i zaskakującej dla mnie pracy biurowej lub budowlanej. Ten nadmiar pracy (bo przecież mam oprócz tego swoje „normalne” aktorskie życie), ma swoje dobre strony. Kiedy np. zapraszają mnie na casting to ja myślę sobie: o matko, co ja wtedy zrobię jak wygram?! Jak ja to zmieszczę? Więc idę na ten stresujący zwykle casting na luzie. (śmiech)
Będziesz musiała się częściej przemieszczać, przecież to lubisz.
Wiesz, aktorstwo to jest zawód wędrowny z definicji, tak mi weszło w krew to życie w ruchu, że nie umiem długo siedzieć w jednym miejscu. Kocham podróże i poznawanie świata.
Wiem, wiem. Ostatnio dotarłaś do Jordanii …
Ach, co to była za przygoda, piękna!!
Ale jesteś tajemnicza. Jak tam trafiłaś?
To jest zabawna historia. Często nawiązuję różne błyskawiczne relacje i tak kiedyś kurtuazyjnie zaobserwowałam na Instagramie świeżo poznaną dziewczynę. Zauważyłam na jej profilu, że dużo podróżuje po świecie, na dodatek podróżuje sama. Któregoś dnia pojechaliśmy do jej miasta, do Rybnika, ze spektaklem Garnizonu Sztuki. Napisała, że kupiła bilet, więc naturalnie odpisałam, żeby przyszła się przywitać po spektaklu. I tak sobie rzuciłam, żeby pamiętała o mnie przy kolejnej podróży. Pierwsza podróż nam nie wyszła, ale za drugim razem nadzwyczajnie udała się właśnie Jordania. Mało tego, dziewczyna postanowiła połączyć pasję z biznesem, założyła butikowe biuro podróży, które nazwała tak jak swój profil na Instagramie Moja Strona Nieba, a ja niechcący byłam jej pierwszą klientką. To było wspaniałe, bo zna Jordanię doskonale, pokazała mi najpiękniejsze miejsca i przeprowadziła z przewodnikami poza trasami turystycznymi. To było intensywne, pełne niesamowitych wrażeń doświadczenie.
Zwróciłaś uwagę na to czym podróżują miejscowi?
Nie przyglądałam się specjalnie, jeżdżą raczej zwykłymi samochodami, samoobsługowe dystrybutory na stacjach benzynowych byłyby dla nas nie do pokonania ze względu na instrukcję obsługi napisaną robaczkami nie do rozszyfrowania, ale na szczęście Jordańczycy są przyjaznymi i pomocnymi ludźmi. Paliwo jest tańsze niż nasze, więc możesz wynająć jakiś zwykły samochód, bez fajerwerków i podróżować tanio, bo bilety lotnicze też można ustrzelić w śmiesznej cenie. Tak też zrobiłyśmy. Zaskakujące, że to jest bogaty kraj, jak na tamtą stronę świata, a dinar jordański kosztuje ponad 6 złotych. Podczas tygodniowego pobytu można więc sporo wydać na jedzenie i hotele. Elektryków nie widziałam, wiem, że jeżdżą po Jordanii i że mają tam kilka typów gniazdek do ładowania.
Piękna i niecodzienna podróż, ale tych codziennych też trochę masz. Powiedziałaś, że aktorstwo to jest życie w drodze. Ile czasu spędzasz w samochodzie?
Moją stałą trasą jest droga do Wrocławia, gram tam w serialu Pierwsza miłość. Trasę Warszawa-Wrocław-Warszawa robię kilka razy w miesiącu. Natomiast z teatrem podróżujemy wesołym aktorskim busem.
A po mieście… no niestety zasuwam głównie autem. Raz na jakiś czas postanawiam – dosyć tego, trzeba się wreszcie przestawić na transport miejski, który w Warszawie jest przecież wspaniały i punktualny. Wtedy rzeczywiście przez jakiś czas idę do metra lub tramwaju, ale wiesz, jak to jest: wychodzisz rano i nagle się okazuje, że masz po drodze do załatwienia jeszcze milion rzeczy, a w dodatku wyszłaś za późno i najprościej jest lecieć do garażu. I tak po paru dniach zapominasz o transporcie miejskim, aż do kolejnego zrywu ekologicznego.
Ale trzeba się trochę zmobilizować (śmiech). Cieszę się, że w naszej rozmowie pojawia się wątek motoryzacyjny, wiem, że lubisz samochody. Jesteś ambasadorką Volvo Karlik Poznań, dzięki temu możesz przetestować nowe modele. Który najbardziej przypadł Ci do gustu?
Jeżdżę Volvo XC60, czyli miękką hybrydą, ale zaskakujące było doświadczenie z hybrydą plug-in. Akumulator w moim pojeździe miał zasięg 35 km. Ładowałam się w garażu, bo administrator bez problemu zainstalował mi wtyczkę z licznikiem. To wrażenie ciszy po włączeniu samochodu jest tak zaskakujące, że trzeba się do tego rzeczywiście przyzwyczaić. Tylko zielona lampka sygnalizuje, że jest uruchomiony silnik.
Okazało się, że zasięg 35 km bardzo szybko się wyczerpuje, co mnie zmobilizowało do stawiania sobie wyzwań: np. ile dzisiaj przejedziesz na silniku elektrycznym. Jeździłam jak emerytka, czyli bardzo wolno przyspieszałam, jazda była równiutka, ale warto było, bo rzeczywiście doszłam do spektakularnych wyników. 1,8 litra na 100 km!! To jest wynik, prawda?
W czasach, kiedy testowałam ten samochód benzyna była droższa niż olej napędowy, więc co zaoszczędziłam jeżdżąc po mieście na akumulatorze, to straciłam w trasie.
Udało Ci się przejechać jeden cały dzień tylko na akumulatorze?
Przy krótszych dystansach zdecydowanie tak. Po mieście to ma głęboki sens. Głównie chodzi mi o smog, który generują przede wszystkim kopciuchy, którymi ogrzewamy domy, ale stare samochody też nieźle się do tego dokładają. Testowałam także w pełni elektryczne XC 40 Recharge, ale jeszcze nie miałam odwagi, żeby pojechać tym autem w Polskę. Wciąż jest jeszcze mało ładowarek, zwyczajnie bałam się, że utknę gdzieś w polu. Natomiast to auto bardzo sprawdza się w mieście i jako drugie auto w rodzinie.
Pamiętam moment, kiedy wrzuciłam na swój profil Instagramowy zdjęcia EX90, czyli elektrycznego następcy XC 90, który już za chwilę pojawi się na naszym rynku.
Ah, to musi być piękne!
Tak właśnie mi napisałaś: – Jaki piękny samochód. Ja go chcę.
Nowości zawsze są ekscytujące. Zresztą obserwuję Cię nie od dziś w mediach społecznościowych i zazdroszczę tego wszystkiego, w co wsiadasz, bo czasem to są niesamowite egzemplarze. A to najnowsze elektryczne Volvo wygląda nieziemsko i bardzo bym chciała wsiąść za kółko i chociaż się nim przejechać.
Spełnione marzenie, czyli Grażyna Wolszczak w „taksówce - ciężarówce”
Jak będę go miała na testy, zapraszam Cię na przejażdżkę. Duży samochód z dużą baterią, więc myślę, że mogłabyś spokojnie dojechać do Wrocławia. Skoro już jesteśmy przy samochodach elektrycznych, jak ta gałąź przemysłu, część naszego życia będzie się rozwijała?
Nie ma innego wyjścia, to jest przyszłość motoryzacji. Moją ekologiczną wyobraźnię, co prawda, najbardziej pobudza wodór, ale to paliwo wydaje się być odleglejszą perspektywą, głównie przez kosztowną infrastrukturę, którą trzeba by zbudować. Są założenia, że od 2035 roku w Europie nie będzie można sprzedawać nowych samochodów z napędem spalinowym. Niektórzy specjaliści mówią, że to się nie uda, ale przecież trzeba robić jakieś założenia, nakreślać kierunki. A elektromobilność, czysty transport to słuszny kierunek. Nawet w Jordanii jest mnóstwo farm z fotowoltaiką, podobnie w Arabii Saudyjskiej, mimo, że to potentaci naftowi. Widocznie też rozumieją, w którą stronę wiatr wieje.
No wiesz, w Dakarze jechał samochód elektryczny, a trzy lata temu namówiłam Cię na przejażdżkę elektryczna ciężarówką, pamiętasz?
To było piękne przeżycie. W kabinie ciężarówki panowała cisza, spokój, to było dziwne w tak dużym aucie. I dziwne, że elektryczne Volvo Fe jest lekkie, zwrotne i zwinne jak baletnica.
Czyli kiedy zamienisz hybrydowe Volvo na elektryczne?
Jeśli będę mogła spokojnie przejechać 450 km bez zastanawiania się, gdzie jest ładowarka, przeskoczę do elektryka, możesz być pewna.
A co byś powiedziała tym ludziom, którzy niewiele wiedzą o elektromobilności?
Powiedziałabym, że bez ekologii nie mamy, my ludzkość, przyszłości. To wszystko, co się dzieje na świecie, zmiany klimatyczne, ceny prądu i gazu, wojna na Ukrainie pokazuje, że trzeba się uniezależniać od źródeł kopalnych i to jest jedyny słuszny kierunek rozwoju. Trzeba mu kibicować, wspierać z całych sił, a nie naciskać pedał hamulca.
Wszystkie zmiany budzą opór. Nie tak dawno wymyślono, żeby wrócić do feminatywów. Wydawało mi się to dziwaczne i niepotrzebne, aż zęby bolały od tych żeńskich form, a w tej chwili coraz częściej ich używam. To może przykład nie a propos, ale jestem pewna, że Ci faceci, którzy tak lubią kiedy im pod maską gra silnik, też szybko się przestawią. Tylko trzeba dać szansę.
Zróbmy małą pętlę. Na początku mówiłaś o tym, że coraz więcej czasu poświęcasz teatrowi. 9 lutego jest premiera spektaklu „Gra” z Julia Wieniawą i Adamem Woronowiczem . Nad czym jeszcze pracujecie?
„Gra” to koncert gry aktorskiej i „jazda bez trzymanki”. Doświadczony dziennikarz i reporter wojenny zostaje wysłany na wywiad z młodą gwiazdką. Jest tym zażenowany, uważa, że jest stworzony do wyższych celów. Nie mogę zdradzić jak potoczy się to spotkanie, ale obiecuję, że będzie zaskakujące. Również inscenizacyjnie spektakl jest niesamowicie ciekawy i robi wielkie wrażenie. Mam nadzieję, że widzowie pokochają „Grę” tak jak inne spektakle Garnizonu Sztuki.
Jesienią następne dwie premiery, wiemy już co robimy, ale jeszcze nie wiemy w jakiej kolejności. To zależy od terminów, przede wszystkim aktorskich. A że pracujemy z najlepszymi, koordynacja stanowi prawdziwe wyzwanie.
Zanim obejrzymy nowości, które spektakle z repertuaru powinniśmy zobaczyć?
Wszystkie nasze sztuki polecam! Dbamy o to, żeby widzowie w naszym teatrze dostawali najwyższego lotu rozrywkę, ale też porcję wzruszeń i szansę na refleksję. Bo poruszamy tematy, które wydają nam się ważne i aktualne społecznie. Dlatego najczęściej zamawiamy teksty, robimy autorski, polski repertuar. Naszą ambicją jest walka ze stereotypami, które – jak to ze stereotypami bywa – są najczęściej niesłuszne i krzywdzące. Spektakle do obejrzenia, do nadrobienia lub powtórnego obejrzenia to: „Niepamięć”, „Nic się nie stało”, „Victoria Truman Show”, „Pozytywni”, „Same plusy”. To jest ten ładunek pozytywnych emocji, o które walczymy w naszym teatrze, Elektromobilność jest również pozytywna, więc wszystko się składa i do siebie pasuje.
Autor: Dagmara Kowalska