Rynek

Tesla gra w otwarte karty, ale bez asa w rękawie. W tle wizja kolejnego roku ze spadkiem sprzedaży    

Sprzedażowe Eldorado, to pieśń przeszłości dla Tesli. Producent w praktyce zatrzymał się w rozwoju. Rynek BEV w 2025 roku wygląda zupełnie inaczej, niż jeszcze 2-3 lata temu
Źródło zdjęcia: EPL

Amerykański producent rzadko wyciąga karty na stół przed publikacją wyników. Tym razem zrobił wyjątek i to w momencie, gdy inwestorzy coraz uważniej patrzą nie tylko na sprzedaż aut, ale też na fundamenty całej opowieści o przyszłym wzroście spółki.

  • Czy Tesla próbuje przygotować rynek na mniejszą od oczekiwanej sprzedaż?
  • Wiele wskazuje na to, że amerykański producent zamknie ten rok wynikiem gorszym od zanotowanego w roku 2024
  • Po dobrym III kw., w kolejnym może dojść do sporej korekty
  • A konkretnie w całym roku 2025? Przewidywania na poziomie 1,64 mln sprzedanych aut mogą stać się rzeczywistością

Tesla gra w otwarte karty. Mniej aut niż zakładano

Na kilka dni przed publikacją danych o dostawach za czwarty kwartał 2025 roku Tesla zdecydowała się na ruch, który zaskoczył nawet doświadczonych obserwatorów spółki. Jak zauważył serwis Electrek, producent po raz pierwszy opublikował publicznie własny, „skompilowany przez firmę” konsensus prognoz dostaw i zrobił to w oficjalnym komunikacie na stronie relacji inwestorskich. To wyraźne odejście od dotychczasowej praktyki, w której podobne zestawienia trafiały jedynie do wąskiego grona analityków i dużych inwestorów – zauważają analitycy.

Z opublikowanych danych wynika, że mediana oczekiwań Tesli na czwarty kwartał to około 420 tys. dostarczonych samochodów. Średnia prognoz to 422,8 tys., czyli wyraźnie mniej niż krążące na Wall Street szacunki, sięgające – według Bloomberga – nawet 440 tys. pojazdów.

W praktyce oznacza to próbę przesunięcia punktu odniesienia tuż przed oficjalnym raportem, który tradycyjnie pojawia się na początku stycznia. Jeśli rynek nastawiony jest na 440 tys., a Tesla pokaże 425 tys. aut, reakcja giełdy może okazać się bezlitosna. Przy „zakotwiczeniu” oczekiwań bliżej 420 tys. ten sam wynik może zostać odebrany jako pozytywne zaskoczenie – przestrzegają eksperci.

Problem w tym, że nawet taki „beat” – jak określają to media – nie zmienia szerszego obrazu. Przy realizacji mediany prognoz roczna sprzedaż Tesli w 2025 roku wyniosłaby około 1,64 mln pojazdów. To oznaczałoby drugi z rzędu rok spadków – po rekordowym 2023 roku, kiedy firma dostarczyła 1,81 mln aut, i lekkim cofnięciu w 2024 roku do 1,79 mln. Tym razem mówimy już o spadku rzędu 8 proc. rok do roku, znacznie głębszym niż symboliczne tąpnięcie rok wcześniej.

Jaki będzie czwarty kwartał?

Czwarty kwartał zapowiadał się jako trudny od miesięcy. Wygaśnięcie federalnej ulgi podatkowej w USA pod koniec trzeciego kwartału wyraźnie „wysysało” popyt, co przełożyło się na rekordowe niemal 497 tys. dostaw w III kw. Skala późniejszego spadku – ponad 75 tys. aut kwartał do kwartału – okazała się jednak większa, niż liczyli najbardziej optymistyczni zwolennicy spółki.

Electrek nie ma wątpliwości, że publiczne obniżanie oczekiwań to ruch defensywny i sygnał, że narracja o nieustannym wzroście coraz trudniej broni się w starciu z danymi, zwłaszcza w momencie, gdy globalny rynek aut elektrycznych ma w 2025 roku urosnąć o około 25 proc.

W tle pojawiają się też pytania o strukturę sprzedaży. Prognoza Tesli zakłada niemal 35 tys. dostaw „pozostałych modeli” w czwartym kwartale – czyli poza Modelami 3 i Y. Nawet w komentarzach pod analizami eksperckimi pojawiają się głosy zdziwienia, czy rzeczywiście możliwy jest tak duży wolumen Cybertrucków, Modeli S i X w tak krótkim czasie.

Giełda już reaguje

Nerwowo jest również na giełdzie. Pod koniec grudnia akcje Tesli spadły o ponad 3 proc. po informacji, że południowokoreański dostawca L&F drastycznie obniżył wartość kontraktu na dostawy materiałów do baterii – z pierwotnie komunikowanych 2,9 mld dolarów do symbolicznych 7 386 dolarów. Jak podkreślały serwisy analityczne, inwestorzy odebrali to jako kolejny sygnał niepewności wokół programu ogniw 4680, kluczowego dla długoterminowej strategii kosztowej Tesli.

Reuters cytował przy tym analityków zwracających uwagę, że nawet niewielkie zmiany w sygnałach popytowych potrafią pod koniec roku mocno uderzyć w kurs, gdy płynność jest niższa, a wycena spółki wciąż opiera się w dużej mierze na obietnicach przyszłych technologii.

W najbliższych dniach rynek dostanie twarde liczby – raport dostaw za czwarty kwartał. Niezależnie od tego, czy Tesla „przebije” własny konsensus, coraz trudniej uciec od pytania, czy firma, przez lata wyceniana jak spółka zdolna do 50-procentowego wzrostu rok do roku, nie wchodzi właśnie w etap bolesnego zderzenia z rzeczywistością dojrzałego i innego niż kilka lat temu rynku.

OW

REKLAMA